Forum NEOPETS Strona Główna NEOPETS
Forum gildii Twierdza Chaosu - ale zapraszamy wszystkich! :)
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Ogórki w gorsecie (nazwa do zmiany)
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum NEOPETS Strona Główna -> RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aniaaaaaaaaa
Dark Angel



Dołączył: 25 Lip 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z twierdzy chaosu :D

PostWysłany: Wto 19:36, 21 Sie 2007    Temat postu: Ogórki w gorsecie (nazwa do zmiany)

Shaydre biegła co sił w nogach przez zarośnięte łąki. Była ciemna zachmurzona noc. Zbierało się na deszcz. Tupot ludzi biegnących za dziewczyną powoli cichł. Gnała co sił.
-I po co okradłaś tą kobietę? - pomyślała, uśmiechając się do siebie. Czuła, że opada z sił, a głód mocno dawał się jej we znaki. Ręce Shay pokrywały świeże rany i krew.
-Bieg przez cierniste zarośla nie był dobrym pomysłem
Ludzie ucichli. Dziewczyna zatrzymała się na jakiejść polanie. Zmęczona długą ucieczką usiadła na zwalonym konarze. Wtem poczuła błogi zapach ogniska iii.... jedzenia. Zerwała się na równe nogi i przeszedłszy parenaście kroków spostrzegła dym ogniska unoszący się nad lasem. Zmęczona ruszyła przez las. Po parunastu minutach była już po drugiej stronie. Stała na polu ogórków. Z daleka widziała bijący blask ogniska. Marzyła teraz tylko o kawałku mięsa. Podchodziła bliżej i bliżej, aż nie znajdywała się zaledwie parenaście kroków od ogniska. Skryła się za wysokim krzakiem i wpatrywała chwilę na radosne płomienie ognia. Ktoś siedziała obok ogrzewając się przy ogniu.
-Teraz albo nigdy! - pomyślała w duchu i powli zbliżyła się do ogniska i nieznajomej osoby...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Freya
Lewiatan



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 714
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stare Czaple

PostWysłany: Czw 13:07, 23 Sie 2007    Temat postu:

Kilka kilometrów dalej w nadbrzeżnej tawenie. (Obóz nr 3)

********

Tawerna pachniała tanim piwem, rumem, przyprawami i pieczonym mięsiwem. Młody mężczyzna ubrany w płaszcz, z dużym kapeluszem przysłaniającym twarz powoli przechodził się po sali, omijając na wpół pijanych mężczyzn i kobiety, których ostry makijaż i mocno wycięte dekolty mówiły wiele co do ich profesji. Corwell* spokojnie usiadł przy barze i zamówił kubek rumu.

Miał problem. Był raczej słabo znany w tych stronach, a potrzebował co najemnej dwójkę w miarę wiernych ludzi. W stronach skąd pochodził nie byłoby z tym problemów. Był znany jako porządny kapitan i znalezienie chętnych do pomocy rąk nie było problemem. Tutaj jednak nie miał znajomości. Upił łyka z cynowego kubka, który podał mu szynkarz i rzucił kilka miedziaków. Ponownie zastanowił się jak by tu się pozbyć problemu.

Problem Corwella był duży, bardzo duży, miał piękną linię, ciekawą nazwę, doskonałe działa, eleganckie zdobienia i wielkie białe żagle. I ogromną dziurę na sterburcie. Acha, i znajdował się na dnie oceanu, razem z członkami jego załogi.

Oczywiście jak każdy szanujący się żeglarz mógłby kupić sobie nowy statek i zaciągnąć załogę w najbliższym urzędzie morskim. Ale Corwell bynajmniej nie był szanującym się żeglarzem. Za jego głowę wystawiono pokaźną sumę złota. Wystarczającą by kupić sobie 3 statki.

Znalezienie nowego statku nie stanowiło problemu, jest ich sporo w porcie. Problem stanowił on sam. A w zasadzie to że był sam. Jednoosobowa załoga raczej nie nadawał się do żeglowania.
Plan był prosty (i poukładany w głowie Corwella). Zawrzeć układ z dwoma dobrymi żeglarzami (najlepiej młodymi i rządnymi przygód). Pozyskać statek z portu. Popłynąć do bardziej znanych portów i tam zaciągnąć bardziej zaufaną załogę**.

Dlatego właśnie teraz siedział przy barze obserwując ludzi w tawernie i słuchając dobiegających go rozmów. Po prawej jakiś .....dziwny (choć słowo dziwaczny bardziej pasuje) pirat opowiadał właśnie, przy rumie, dwóm kurtyzanom o wspaniałych przygodach. Przez ogólny harmider, do Corwella dotarły tylko strzępki informacji, coś o azteckim złocie, przeklętych piratach, żółwiach morskich, damach w opałach i eunuchach, ale jak dotarły do niego informacje o człowieku-mątwie to stwierdził, że ten facet chyba już za dużo wypił***.

Powróciwszy do wyszukania z tłumu jakiegoś młodzieńca (boże jak to brzmi, jakby był gejem-_-) lub chętnej przygód i szacunku piratki (Corwell uważał że kobieta-pirat na pokładzie przynosi szczęście^^), powoli sączył rum.

*************

*Corwell - imię mi się podoba więc zostaje, nazwisko zdradzę potem. Jest zupełnie inny niż w MP.
** w sęsie załoge mam na myśli bezimiennych ludzi potrzebnych na statku (nie postacie rpg) chyba że ktoś chce być jednym z członkó tej bezosobowej masy, i wybić się jako osobne postac rpg)
*** nie mogłam się powstrzymać od cameo Sparrowa :3


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Freya dnia Czw 20:28, 23 Sie 2007, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mrumrando
Wampir



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 689
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: fioletowa krypta in Goleniów

PostWysłany: Czw 17:18, 23 Sie 2007    Temat postu:

Młoda kobieta przebijała się przez tłum stukając obcasami o bruk. Była zlana potem, zadyszana i co chwila oglądała się za siebie. A trochę dalej była przyczyna… trzej mężczyźni goniący kobietę. Niektórzy ludzie obracali się aby obejrzeć całą akcję albo podziwiać jak kobieta zgrabnie biegnie w obcasach.. i szybko.. w obcasach! Nazywała się Mrum i bardzo żałowała, że założyła sukienkę dzięki której miała zlać się z tłumem. Jednak jak ma się tatuaż na całych plecach i lewej ręce… ciężko zlać się z tłumem.
Zaczynała opadać z sił a na pewno nie da się złapać.. już po raz dwudziesty. Więc szybko wskoczyła do jakiejś tawerny i lawirując pomiędzy pijanym bydłem i tym podobny rzeczą, zanurkowała za bar.
Próbowała złapać oddech, a barman całe szczęście zignorował ją. Pewnie było to coś normalnego… w takiej tawernie. Wychyliła lekko głowę i napotkała twarz młodego mężczyzny, a raczej część bo drugą zasłaniał kapelusz.
-Błagam nie mów im, że tu jestem.
-To znaczy komu?
-Tym w drzwiach, jeden ubrany na biało.
Mężczyzna odwrócił się i rzeczywiście przy drzwiach stali mężczyźni szukając wzrokiem kobiety.
-Ukradłaś coś?
-A gdzie tam. Uciekłam im z… ośrodka.
-Ośrodka?
-Tak, dla tych co mają nierówno pod sufitem. To co? Nie wydasz mnie prawda?
Uśmiechnęła się głupiutko i z powrotem schowała za bar. No to złapią ją po raz dwudziesty.

-------------------------------------
A teraz ruszcie wyobraźnią i dodajcie sobie tatuaż xD
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaido
White Tiger Youkai



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 1143
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Imperium Agatejskie

PostWysłany: Pią 12:02, 24 Sie 2007    Temat postu:

- Jo! Hej, Jo!
Krzyki karczmarza utonęły wśród wrzasku klienteli, więc przyłożył palce do ust i zagwizdał. Dopiero wtedy postać, która do tej pory stała w drzwiach i rozglądała się po zebranych zaczęła przepychać się w stronę baru. Po pokonaniu zaledwie kilku metrów jej włosy były poczochrane, a rękaw koszuli ociekał piwem.
- Nie cierpię twojej tawerny prawie tak samo jak...
- Stale to słyszę - właściciel lokalu uśmiechnął się szeroko, ukazując niepełny komplet zębów - A jednak jestem pewien, że jutro także przyjdziesz i mi to powiesz. Jak każdego dnia.
Przybysz uśmiechnął się szeroko i zaczął energicznie wycierać szminkę z policzka.
- Obrzydlistwo. To chyba jakaś nowa w mieście...
- Albo po prostu źle wycelowała, hehehe...
- Do rzeczy. Widziałeś dziś Jasona?
Karczmarz westchnął ciężko.
- Jo, masz tylko trzech braci i nie umiesz ich upilnować? Nas było siedmioro. To były czasy...
- Ari, proszę cię...
Szynkarz został wytrącony ze świata wspomnień mocnym pociągnięciem za kołnierz. Twarz Jo wypełniła całą przestrzeń przed nim.
- Jasona nie było w domu od wczoraj. Dwa dni temu wpominał coś o kapitanie... i statku, słyszysz? Prawdziwym statku! To jest moja szansa, a ja nie wiem nawet, jak ten facet wygląda... Dlatego potrzebny mi Jason!
- Ugh... taki chudzielec a tyle siły, toż to...
- Ari!
- Ale ja nie wiem! Tylko dlatego, że prowadzę tawernę wszyscy widzą we mnie źródło informacji! Wszystko wiem od Jasona, to on tu robi za informatora... A może Jacob i Jim coś wiedzą?
- Nic nie wiedzą... - w głosie Jo wyraźnie można już było usłyszeć irytację.
Rozmówca rozejrzał się dookoła. Fałszujący tłumek zebrany wokół centralnego stołu zagłuszał jakiekolwiek próby rozmowy. Osoby znajdujące się najbliżej baru były w stanie bardzo wskazującym i z pewnością nie było im w głowie słuchanie czegokolwiek poza odgłosem lejącego się piwa. Poza tym był jeszcze mężczyzna siedzący kilka krzeseł dalej przy barze, lecz był on zajęty zarówno obserwacją wejścia jak i swoim kubkiem, do którego często zaglądał.
- Szlag! W tej sytuacji muszę chyba podchodzić do każdego z osobna i wrzeszczeć mu w twarz, żeby się czegoś dowiedzieć!
Ari wyswobodził koszulę i zniknął gdzieś na zapleczu. Po chwili wrócił i rzucił na ladę jakąś szmatę.
- Zakładaj fartuch. Ja nie mam czasu na pogaduchy, a ty możesz przy okazji poroznosić piwo. Poza tym to działa jak immunitet - nie dadzą ci w pysk, bo kto im potem doniesie?
- A gdyby tak stanąć na ladzie i...
- Skończysz jako podziurawione zwłoki.
- Uhm...

Kilka obsłużonych stolików później później Ari został osaczony przez Jo na zapleczu.
- Po naszej stronie baru ukrywa się jakaś kobieta i uśmiecha się do mnie!
- Ohoho, po "naszej" stronie, patrzcie no!
- Ari!
- A co, boisz się?
- Ja... nie... skąd! przecież mam fartuch, nie? Ahahaha...ha...
Ari wypchnął Jo do głównego pomieszczenia i wskazał na drzwi wejściowe. Trzech potężnych facetów zmierzało właśnie w stronę baru rozglądając się dookoła.
- To dobrze, bo z kolei w takich sytuacjach fartuch niewiele pomaga.
Dziewczyna w sukience przepełza metr i uczepiła się kurczowo nóg Jo. Przyłożyła palec do ust, ale ten gest był skierowany bardziej do niej samej.

-------
Jak coś komuś nie pasi to krzyczeć, zaraz poprawię :P
Uch, pisanie mi sie pogorszyło chyba... ^^'


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kaido dnia Pią 17:03, 24 Sie 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
domka191
Leśny Elf



Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 811
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:35, 24 Sie 2007    Temat postu:

Szelest liści, nieco głośniejszy od tego powodowanego wiatrem.
Jill odwróciła się szybko. Nie wydawało jej się: ktoś szedł do niej przez krzaki. Gdyby nie to, że Jill tak długo była sama i wyczulona była na każdy dźwięk, nie usłyszałaby jej.
- Mogę cię nie widzieć, ale wiem o twojej obecności.
Postać wyszła z cienia, z lekkim uśmiechem na ustach.
- Złodziejka czy skrytobójczyni? Poruszasz się szybko i cicho. Siadaj.
Dziewczyna spojrzała na Jill podejrzliwie i usiadła kilka stóp od niej.
- Pełno tu cierni. - Gillian wpatrywała się badawczo w nieznajomą. Nie zamierzała robić niczego więcej. Jest głodna? Niech powie.
- Masz mięso. - głos tamtej sugerował, że chętnie by położyła na nim ręce.
- Aha. I ogórki. - Jill odgryzła koniec ogórka z głośnym chrupnięciem.
- Widzę. Dobre?
- Wyborne.
Zapadła cisza.
- Jestem głodna.
- Uhm.
- Nie masz nic przeciwko, żebym wzięła kawałek?
- To zależy. Zabijesz mnie potem? Okradniesz z tego, co mi zostało?
Dziewczyna spojrzała na nią badawczo, omiatając też wzrokiem jej kolczyki i bransoletkę. Co nie uszło uwagi Jill.
- Nie po to tu przyszłam.
- Ale niewykluczone. Co ukradłaś, że ścigali cię aż tutaj?
- Nieważne.
- A ścigają cię dalej? Wolałabym nie mieć ich na głowie.
- Nie, zgubiłam ich dwie mile za murami miasta.
Jill rzuciła jej kawałek mięsa. Dziewczyna obejrzała go uważnie i zaczęła jeść.
- Powiedz mi, co ostatnio działo się w mieście ((btw, trzeba je jakoś nazwać...))?
- Nic takiego. Paru wisielców, nikt ważny. Piraci, mordercy, gwałciciele.
Jill drgnęła, a nieznajoma to zauważyła i uśmiechnęła się.
- Pirat czy morderczyni? Gwałcicielkę raczej wykluczam.
- Nieważne.
Znowu cisza.
- Dobre mięso. Polujesz?
- Szablą? Nie. Zastawiam pułapki, na noc. Nie wpadłaś, to chyba znaczy, że w złych miejscach.
Lekki uśmiech wypłynął na jej usta, gdy dziewczyna się wzdrygnęła.
- Padasz z nóg. Prześpij się, a jutro wrócisz, skąd przyszłaś.
Dobre wychowanie to dwa ostatnie słowa, które pasowałyby do Jill.
- A ty? - podejrzliwie spytała tamta.
- Ja spałam do południa. Zresztą nie mam w zwyczaju spać, gdy jest ze mną złodziej. Po co go niepotrzebnie kusić, no nie?
Odchyliła się i oparła o pień drzewa, zakładając jedną rękę za głowę, a drugą chwytając ogórka.
Dziewczyna prychnęła.
- Chyba nie myślisz, że będę spała, gdy ty jeste-eeeeś obok - nie udało jej się stłumić potężnego ziewnięcia. - Nie ufam ci. Zabijesz mnie i zostawisz tutaj.
- To nie śpij. - i chrupnęła ogórkiem.
To oznaczało koniec rozmowy.


---
Shay, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że prowadziłam za Ciebie dialog... ale chyba byłoby dziwne, gdyby się do siebie nie odzywały albo gdybyśmy pisały na zmianę dialog, każda po jednym zdaniu xP Jak coś, usunę posta :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Freya
Lewiatan



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 714
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stare Czaple

PostWysłany: Pią 20:46, 24 Sie 2007    Temat postu:

Corwell wydawał się nie poruszony, spod ronda kapelusza przyjrzał się trójce facetów podążających za dziewczyną. Nie wyglądali na zbyt inteligentnych ale braki w głowie nadrabiali nadwyżką mięśni. Rozpychając się między gośćmi kierowali się w stronę baru.
Corwell czekał bez ruchu. W momencie kiedy jeden z osiłków otarł się o niego, puścił cynowy kubek. Z brzenkiem upadł na podłogę, rozlewając swoją zawartość.

- Mój rum….
- Co? Coś nie tak gnojku? – jeden z Bezmózgów zbliżył się do niego z pogardą w oczach.
- Wylałeś mój rum. – ręka Corwella znacząco oparła się rękojeści szpady.
- Heheh… Spadaj gnojku bo wyleję coś jeszcze – bysior zbliżył się jeszcze bardziej – Twoją krew.

Corwell nie czekał na rozwój konwersacji. Podniósł powoli rąbek kapelusza odsłaniając nieco bardziej twarz. I z całej siły przywalił bysiorowi z piąchy w pysk. Poczuł iskrę bólu w palcach (facet miał twardą szczękę), napastnik zatoczył się do tyłu, ale nie upadł.

Jak na magiczna komendę w tawernie zawrzało. Poleciały szklane i cynowe naczynia, krzesła stoły. Mężczyźni krzyczeli, kobiety piszczały. Ogólnie – dobra zabawa.

Kolejny napastnik (którego Corwell ochrzcił Krzywonos – bo miał krzywy nos) dobył miecza i rzucił się do walki. Corwell szybko dobył swoją szpadę sparował atak. Po kilku zablokowanych pchnięciach szybko podskoczył, usiadł na blat baru – oparł się plecami o belkę i dwoma nogami odepchnął basiora, który runął plecami na młodego pomocnika barmana.

Nie mając czasu na odpoczynek sparował atak Wielkiegonosa (bo facet miał wilki nos), złapał pierwsza lepsza butelkę i rzucił by go zdezorientować. Butelka rozbiła się o pobliską belkę, rozpraszając napastnika. To wystarczyło by Corwll mógł wykorzysta przerwę w obronie. Szybkie cięcie szpadą rozpłatało szyję osiłka.

Nie zważając na osuwające się ciało Corwell zeskoczył na druga stronę baru. Kątem oka zobaczył młodzieńca w fartuchu który celnym ciosem właśnie złamał nos Krzywemunosowi, unikając chaosów jego miecza.

Corwell wyciągnąwszy swoją druga szpadę z pochwy rzucił ją w stronę młodzika – wbił się dokładnie miedzy nogami chłopaka dezorientując go lekko.

- Użyj go! Mam nadzieję że wiesz co robić. – Nie miał czasu na obserwację czy chłopak potrafi walczy bo trzeci z osiłków rzucił się mu na plecy, przygważdżając do podłogi. Facet był wielki i ciężki. Corwell chociaż nie był chuderlakiem to jednak nie miał aż tyle siły by go z siebie zwalić. Zaciskając zęby z bólu, po kilku celnych uderzeniach w jego plecy udało mu się wyciągną z płaszcza niewielki sztylet i wbić go na oślep w cielsko nad nim. Napastnik zawył z bólu i walnął go z piąchy w kark.

Przed oczami Corwella pojawiły się gwiazdy, wzrok zaszedł mu krwią, powoli tracił świadomość.

***********************************

OK., Jeden osiłek nie żyje, drugi walczy z Jo a trzeci….Mrum to jest dobry pomysł aby TERAZ włączy się do walki, bo Corwell mi zemdleje jeżeli nikt nie zwali tego gościa z jego pleców.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mrumrando
Wampir



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 689
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: fioletowa krypta in Goleniów

PostWysłany: Sob 17:18, 25 Sie 2007    Temat postu:

Może trzymanie obcego mężczyzny za nogę nie było zbyt mądre. Ale zawsze była ta nadzieję, że to królewicz bajki który bohatersko uratuje damę… na pewno czekał on w tawernie śmierdzącej piwem. Mrum cichutko szeptała „nie,nie,nie”. Facet zaczął lekko potrząsać nogą pewnie żeby się odczepiła ale w tej samej chwili usłyszała znajome głosy więc przytuli się do nogi jeszcze bardziej.

I nagle rozpętała się burza. Wszelakie przedmioty latały po całym pomieszczeniu. Nagły gwar i tym podobne rzeczy towarzyszące dobrej zabawie.

Nim Mrum zdążyła zareagować noga wysunęła się z jej uścisku i rzucił się na znanego jej grubasa.
-Szlag…
Szybciutko zaczęła się wycofywać ale napotkała na drodze szczątki stołu, więc zwinnie przeskoczyła bar starając się także nie dostać w twarz.
-Faceci-prychnęła kierując się ku wyjściu.
Ale jak spojrzała na przygniatanego mastodontem facecika w kapeluszu…

-A masz ty wstrętny grubasie!- zaczęła obcasem kopać po twarzy oprycha. Wstał z kapelusznika i chwycił nogę Mrum powodując tym samym, że poleciała do tyłu… i łamiąc jej obcas.
-Mój obcas! Ty wiesz jak ciężko było zwinąć te buty!?- poczuła pod ręką butelkę, więc szybko ją chwyciła i rzuciła… jednak grubas tylko mrugnął.

Jednak zanim zdążyła nawet krzyknąć czy co, facet powoli się osunął.
-No tak.. Informacja o sztylecie dopiero dotarła do mózgu…- wstała i kuśtykając podeszła do kapelusznika podając mu rękę.
----------

Nie podoba mi sie to... no ale niech będzie xD Nic lepszego w danej chwili nie wymyśle =P
Kapelusik,kapelusik ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
trenerka
Rachel Dark



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 1062
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wydaje mi się, że Łódź

PostWysłany: Wto 20:21, 28 Sie 2007    Temat postu:

Polanka pośrodku lasu pogrążona była w ciemności. Jednak odgłosy jedzenia* wskazywały na czyjąś obecność. Światło księżyca wynurzyło się zza chmur na chwilę oświetlając postać. Dziewczynę w długim, szarym, szczelnie ją okalającym płaszczu, siedzącą na kamieniu i jedzącą jakieś mięso od czasu do czasu podgryzając do niego pomidor. Jadła dość szybko. Po pięciu minutach nie było śladu po jej posiłku. Sięgnęła do swojej torby. Była pełna pomidorów. Niezła odmiana po trzech miesiącach ogórków. Podróżniczka zaczynała już tracić nadzieję, że ktokolwiek hoduje tu jakieś porządne warzywa**.
-To ona! – Zza drzew dobiegł głos i błysnął ogień. Po chwili do polanki na której znajdowała się dziewczyna dotarło siedmiu mężczyzn. Wszyscy trzymali jakąś broń – głównie widły i szpadle. Na czele tego zbiorowiska stał jednak wysoki mężczyzna dzierżący topór, najwyraźniej zdobyczny.
-Nareszcie cię mamy złodziejko! – stwierdził z satysfakcją.
Dziewczyna popatrzyła się na niego zdziwiona po czym rozejrzała się po bokach, jakby szukający innej osoby do której mógłby się zwracać. Na jej twarz pojawiła się lekka zmarszczka, gdy zdała sobie sprawę, że to do niej mówią, po czym spokojnie stwierdziła:
-Nie jestem złodziejką.
-Ukradłaś nam pomidory! Nasze z trudem wyhodowane pomidory! Wiesz jak ciężko je uprawiać w tym klimacie! – krzyczał dowódca grupy.
-Wierzę, tu rosną tylko ogórki. Cebula się jeszcze trafi, pora się dostanie, a tych pomidorów nigdzie nie ma – stwierdziła z wyrzutem dziewczyna.
-Oddaj nam pomidory!
-Ale przecież je kupiłam? – stwierdziła wyraźnie zdziwiona dziewczyna. – Zostawiłam pieniądze przy grządce.
-Pieniądze? Te dziwne krążki? One nawet nie są ze złota!
-W pewnych kręgach są dużo warte – stwierdziła spokojnie.
-Nie przyjmuje ich! Oddaj pomidory!
-Nie! Nie oddam ich, Rachel też nie!
-Więc jest z tobą jeszcze ktoś? Niech się pokaże! – krzyknął – Niech ta tchórzliwa złodziejka też się pokaże.
-Kto tu jest tchórzem, ty wieprzu! – dziewczyna, która do tej pory siedziała na kamieniu wstała. Ton jej głosu zmienił się. – Mogłam was powyrzynać i wziąć sobie wszystkie pomidory, ale Keira uparła się by zapłacić. I co mówiłam ci, że oni tego nie docenią!
-Ale mimo wszystko… - ton głosu dziewczyny wrócił do normy.
-I tak musimy im zrobić krzywdę! Doprawdy… sama to zrobię…
Wyciągnęła zza płaszcza szablę. Nie była ona nowa, nawet przy słabym świetle było widać, iż była wielokrotnie używana. Łatwo można było się domyślić, że kroiła nim nie tylko warzywa.
-Jeżeli grzecznie stąd odejdziecie to nie zrobię wam krzywdy, a teraz wypad stąd! – stwierdziła, po czym odwróciła się do nich tyłem. Najwyraźniej z zamiarem opuszczenia polany.
Wieśniacy przez chwilę stali niezdecydowani, po czym rzucili się na nią jednocześnie. Dziewczyna wciąż stała spokojnie.
TRZASK
-Uuuuaaaa… - Wieśniacy zatrzymali się, a przynajmniej ta część, która wciąż znajdowała się na powierzchni ziemi. Pośrodku polany ziała wielka czarna dziura, w której leżało trzech wieśniaków. Najwyraźniej był to jakiś stary dół przerobiony na pułapkę.
-To musiało boleć – stwierdziła dziewczyna patrząc znad krawędzi na wyłączoną z walki trójkę.
-Ty! – jeden z wieśniaków rzucił się w jej stronę. Spojrzała na niego zaskoczona. Biegł z widłami wymierzonymi w jej stronę. Na chwilę skrzywiła się, po czym, gdy znajdował się dwa metry przed nią, odsunęła. Rozległ się kolejny wrzask i do uwięzionej trójki dołączyła czwarta osoba.
-Teraz możecie nawet zagrać w pokera!
Pozostali nie wiedzieli co robić. W końcu przywódca krzyknął:
-Na nią!
Dwóch wieśniaków rzuciła się na nią jednocześnie. Jeden operował łopatą, a drugi widłami. Dziewczyna wyciągnęła zza płaszcza sztylet. Szablą sparowała widły i kopniakiem wysłała piątą osobę do dziury, zaś przy użyciu sztyletu przecięła trzon szpadla. W rezultacie wieśniak pozostał z kawałkiem drewna w ręku. Odcięta część łopaty spadła co prawda na dziewczynę, ale atak ten był znacznie słabszy niż byłby, gdyby łopata była w całości. Wieśniak szybko porównawszy ilość i jakość broni, jaką posiada on i przeciwniczka rzucił się z krzykiem do ucieczki.
-To twój koniec! – niewiadomo skąd wyłonił się dowódca z toporem. Dziewczyna uchyliła się, ale o mało nie wpadła do dołu, żeby zachować równowaga wypuściła sztylet, a szablę wbiła w ziemię. Sama zaś lekko się pochyliła. Przywódca zamachnął się, by zadać cios…
-Zostaw moje pomidory ty cholerny złodzieju!
Przywódca odwrócił się, jakieś stworzonko wyglądało zza torby, w której dziewczyna trzymała pomidory. W pyszczku miał jeden z nich.
-Ty złodzieju! – krzyknęła jeszcze raz dziewczyna i wyskoczyła w stronę torby pomidorów. Wyrwała szablę i mocnym pchnięciem wpakowała dowódcę do dołu, po czym ruszyła ratować swój skarb. Zwierzątko widząc, iż jeśli się nie pośpieszy będzie to jego ostatni posiłek rzuciło się do ucieczki.
-Wracaj tu! – krzyknęła. Chwyciła torbę i ruszyła w pogoń.

-Wiecie co, nie powinniśmy byli jej gonić. Nie dość, że straciliśmy pomidory…
-Nie masz racji – stwierdził krótko przywódca.
-Ale przecież…
-Spójrz na to – przywódca pokazał mu sztylet. – Ta dziewczyna go zostawiła. Myślę, że nie był to aż tak stracony wieczór.

Zwierzątko wciąż uciekało. Większość drapieżników już dawno przestałoby je gonić, ale to dziwne stworzenie cały czas biegło za nią wydając dużo hałasu. Kusiło je, by porzucić warzywo i ratować własną skórę, ale przyzwyczajenie nie pozwalało mu zostawić jedzenia. Potem by już go nie odzyskał.
-Wracaj tu! Ty mały futerkowy złodzieju! Oddawaj pomidora!
Może zgubi to dziwne stworzenie między krzakami…

-------------------
*nie, nie mlaskanie
**czyli pomidory


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
RavenWings
Lord Chaosu



Dołączył: 23 Lip 2006
Posty: 558
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: z Acherus: Ebon Hold

PostWysłany: Śro 13:05, 05 Wrz 2007    Temat postu:

Cerberia siedziała przy zacienionym stoliku w samym rogu tawerny. Założyła nogę na nogę, powoli sącząc czerwone wino z kryształowego kieliszka. Spod jej półprzymkniętych powiek połyskiwały lodowo błękitne oczy, na twarz opadały zręcznie ułożone jasne kosmyki wlosów. Otaczał ją gwar i krzyki, przywykła do bijatyk... wbrew pozorom.
Z obojętną miną zerknęła na woje idealnie wypielęgnowane paznokcie, gdy obok niej na ziemię runął jakiś napakowany osobnik. Jego oprawca bezczelnie przeszedł mu po brzuchu, zatrzymując się przy blondynce.
- Witam panią!- zagadnął.
Dziewczyna przeniosła na niego wzrok. Wyglądał całkiem przyzwoicie. No i na pewno był cholernie bogaty. Kąciki jej ust uniosły się w delikatnym usmiechu.
- Witam, panie.- jej ognisty, pozornie obojętny głos miękko przesączył powietrze.
- Cóż tak piękna kobieta jak ty robi w takim miejscu, lady? Może wyjdźmy na zewnątrz?- nieznajomy podał jej rękę, pomagając wstać.
Flaming nie odpowiedziała. Jej spojrzenie mówiło wszystko. Wszystko, co trzeba. Jej...hmmm... zawód wymagał czasem chwili tajemniczej ciszy.
Jasnowłosa przeszła obok karczmy wraz z mężczyzną. Owiał ją delikatny wiatr, burząc jej włosy. Facet delikatnie przygwoździł ją do ściany, przysuwając się do niej.
- Pytałeś, co taka dziewczyna jak ja robi w takim miejscu....-szepnęła.
- Owszem, kochanie.
Twarz Cerberii niespodziewanie zmieniła wyraz. Oczy stały się zimne i bezlitosne, złowieszczy uśmiech całkowicie odmienił delikatne rysy.
- A więc wiedz, że siedzi, s**insynu!- krzyknęła.
Szybkim ruchem ręki chwyciła ukryty pod spódnicą wąski, długi sztylet z dziwną, drewnianą rękojeścią. Zanim nieznajomy zdążył zareagować, zimne, stalowe ostrze zagłębiło się z łatwością w jego brzuchu, by po chwili wynurzyć się i zostawić po sobie maleńką dziurkę o średnicy najwyżej centymetra. Nieznajomy upadł na ziemię, wijąc się w ostatnich konwulsjach. Zabójczyni wyciągnęła z kieszeni jego płaszcza pokaźną sakwę, wycierając w pelerynę mężczyzny broń i zerwała z niego cąłe złoto, po czym odeszła z uśmiechem, szukając kolejnego naiwniaka. Ten byłby.... piąty? Może szósty? Flaming przestała liczyć.

Panna de Rooven uwróciła do swojego stolika, skupiając wzrok na Mrum, podającej rękę jakiemuś mężczyźnie. Sądząc po pięknym kapeluszu z piórem, który miał na głowie, był raczej bogaty. Przygryzła wargę. Gdyby nie to, że kuśtykała i po prostu wyciągnęła w dłoń w jego stronę bez zbędnych gestów, jasnowłosa mogłaby stwierdzić, że dziewczyna podkupuje jej robotę. Zamyśliła się... była tak zwaną ‘żmiją', jej rola wymagała inteligencji i sprawnego umysłu. Czyżby jednak miała rację? Nieee...Mrumi była w porządku. Poza tym, kto chciałby mieć zawód pokładowej dziwki?

Cerberia założyła włosy za ucho, zamawiając kolejne wino.

------------------------------
PS. Ksywka Cerberii de Rooven, Flaming, nie wzięła się od nazwy ohydnie różowego ptaka, ale od ang. słowa znaczącego 'płonący/a';]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pandunia
Półkocica



Dołączył: 29 Maj 2006
Posty: 710
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tam, gdzie sen staje się jawą...

PostWysłany: Czw 17:36, 06 Wrz 2007    Temat postu:

Panda ominęła budynki miasta i skręciła na polną drogę.
Przeszło jej przez myśl, że przydałby się koń. Jej własne konisko było w miejskich stajniach, ale nie miała w tej chwili czasu, żeby go stamtąd wykradać. Nie było to bezpieczną opcją, zważywszy na to, czym Panda się parała.
Dziewczyna odgarnęła ciemne włosy opadające jej na oczy i ruszyła przed siebie. Świeżo zdobyte kosztowności brzęczały cicho w torbie. Tak, była złodziejką. Kradła już bardzo długo i do każdej roboty przygotowywała się niezwykle solidnie. Zawsze zacierała za sobą wszelkie ślady.
Znana była pod różnymi przydomkami, ale tak naprawdę lubiła, kiedy zwano ją Pandą.
Zerknęła za siebie. Wylot uliczki był pusty, nikt jej nie gonił. Wcześniej zakradła się do jakiegoś domu i zwinęła stamtąd całą biżuterię. Teraz wypadało znaleźć jakiegoś mało dociekliwego kupca...
Wiatr poruszył połami jej ciemnego płaszcza. Opatuliła się mocniej. Na szyi wisiało jej kilka różnych wisiorków, na przegubach bransolety. Na nogach miała wysokie buty, specjalnie wybierane, aby nie robiły zbyt dużego hałasu podczas cichego marszu. W dłoni trzymała czarną, płócienną torbę, w której miała swoje zdobycze. Pod płaszczem nosiła ukryty srebrny, inkrustowany sztylet - w końcu czasem czymś musiała się bronić. Noc była trochę chłodna, toteż w myślach dziękowała, że wzięła ze sobą rękawiczki.
Nagle przystanęła. Stojąc w ciemnościach była praktycznie niezauważalna, ale zatrzymała się z jednego powodu. Usłyszała bowiem strzępki rozmowy gdzieś z przodu.
Cicho ruszyła po ścieżce, aż zobaczyła płonące ognisko. Cofnęła się w cień i obserwowała sytuację.
Dwie dziewczyny. Jedna z nich miała poranione dłonie, to Panda zdołała zauważyć z tej odległości.
Druga natomiast pogryzała ogórka.
-Następni fani ogórków... - wyszeptała Panda i westchnęła.
Kto wie, co osóbki noszą przy sobie.
Bezszelestnie wyszła z krzaków za ich plecami.
Odwróciły się prawie jednocześnie.
Panda celowo stanęła tak, żeby nie było widać jej twarzy
-Dużo osób łazi po nocach w tych lasach - zauważyła jedna z dziewczyn, lustrując złodziejkę uważnym wzrokiem.
Panda uśmiechnęła się kącikiem ust.
-Zapewne mają jakieś ważne sprawy -powiedziała cichym głosem, po czym wyciągnęła dłoń w kierunku ogniska. Raz kozie śmierć.
-Mogę się dosiąść?
Zraniona dziewczyna spojrzała na nią i kiwnęła głową, a złodziejka poczyniła krok do przodu i weszła w krąg światła. Osoby siedzące przy ognisku zamrugały.
Oczy Pandy były różne. Jedno błękitne i jasne, drugie zaś – ciemne, wydawało się być prawie czarne.
Dziewczyna usiadła i wyjęła z torby ogórka (tj. był to jedyny ogórek, jaki znalazła w okradanym domu) i ugryzła kawałek.
-Ciekawe są te lasy, nie ma co – mruknęła.


***
Haaa, kawałek wolnego czasu! ^^ Taki pościk, żeby ruszyc sytuację w naszym RPG... Jak coś się nie podoba albo cuś do zmiany - pisac. :)
*ściska Anię i Domkę*
No jakoś musiałam się z wami spotkac. :K


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aniaaaaaaaaa
Dark Angel



Dołączył: 25 Lip 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z twierdzy chaosu :D

PostWysłany: Czw 19:11, 06 Wrz 2007    Temat postu:

Shaydre powoli usypiała. Coraz ciszej słyszała chrupanie ogórków przez nieznajomą. Co i raz próbowała się rozbudzić, ale powieki jak pod 5 tonowym ciężarem zamykały się jej. Czuła się dziwnie. Z reguły była bardzo nieufna do świeżo poznanych osób, jednak głód wygrał. Starała się podtrzymać rozmowę, aby tylko nie usnąć.
- A Ty skąd się tu wziełaś? Dlaczego akurat tu, na polu ogórków? - spytała patrząc podejrzliwie spod potarganych włosów opadającyh jej na czoło.
- Przechodziłam przez okolicę, i pomyślałam, że skoro już późno a do tego dość zimno, to zapalę ognisku. Przy ogniu zawsze bezpieczniej i cieplej - uśmiechneła się tajemnioczo. - To może powiesz w końcu kim naprawdę jesteś? hmmm?
- No nie wiem.... ja chyba nie jestem na to gotowa.... zresztą.... ludzię różnie na mnie mówią. Dla niektórych jestem morderczynią, ale dla większości skrytobójcą... Zazwyczaj nie kradnę.... dziś było to konieczne....
- Więc co takiego ukradłaś? Dlaczego nie próbowałaś mnie zabić? - Jill patrzyła na nią wciąż spokojnym wzrokiem.
- Nie mogę powiedzieć co ukradłam.... ale kiedy zbliżałam się do ognia czułam, że w tym stanie nie byłabym stanie z Tobą walczyć i....
- I?
- I nie czułam takiej potrzeby.... Trochę Ci ufałam, choć Cię nie znam.... - odpowiedziała Shay nachylając się jakby wstydziła się tego co powiedziała. Zazwyczaj nie potrafiła pokazać swojich uczuć.
- Chciałam.... - zaczeła chcąc podziękować nieznajomej za uratowanie życia, lecz w tym momencie ktoś stanął przed nimi. Shaydre zauważyła jedynie, że jest to kobieta. Nie widziała jednak jej twarzy. W pierwszym momencie odskoczyła w tył i chwyciła broń na wszelki wypadek. Pomyślała, że to jej "wybawicielka" wydała ją ludziom których okradła. Jednak podejrzenia te rozwiał fakt, że była cały czas z nią więc nie miała jak.
- Dużo osób łazi po nocach w tych lasach - stwierdziła Jill patrząc na nową znajomą
- Zapewne mają jakieś ważne sprawy -powiedziała nowa nieznajoma cichym głosem, po czym wyciągnęła dłoń w kierunku ogniska. - Mogę się dosiąść?
Shy schowała broń i usiadło z powrotem przy ogniu. W obecnym stanie nawet jeśli nowa nieznajoma okazałby się wrogiem, nie dałaby rady walczyć. Kiwneła tylko głową, ciągle wpatrując się uważnie w dziewczynę. Kiedy ta podeszła bliżej ognia, Shay zauważyła jej różne oczy. Sama nie wiedziała czemu, ale jej niepokój prysł.
-Ciekawe są te lasy, nie ma co – mruknęła nieznajoma przysiadając się do ognia.
Wcześniej poznana dziewczyna zwróciła ponownie swój wzrok na Shay.
- Chciałaś coś powiedzieć, dokończ, bo przerwałaś - powiedziała uśmiechając się.
- Ja.... nie ważne...

***

Mi pasują oba Wasze posty ^^ I wreszcie wziełam się za posta x3 *ściska Domkę i Pand* to dzięki Wam xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sasani




Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 177
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 17:49, 18 Wrz 2007    Temat postu:

Młoda dziewczyna, mniej więcej 16 lat, szła sobie polną drogą.
Ciemne, brązowe oczy ledwo widoczne spod przydługiej grzywki chłonęły okolicę nocą. Dziewczyna miała brązowe, lekko falowane włosy, długości około do połowy pleców. Z przodu dwa cieńsze, dłuższe pasma były na końcówach związane kawałkami srebra w kształcie trójkątów.
Brązowo-czarno-zielona sukienka była widocznie na nią przydługa, gdzyż od czasu do czasu dziewczyna lekko potykała się. Do jej wyglądu można dodać jeszcze, że przy pasie miała przymocowany mały woreczek i sztylet.
Może się ktoś zapyta , co ona robiła z dala od miasta o tej porze. A jak się zapyta, to dziewczyna odpowie mu...
-Nie twój interes!
No, może nie do końca o to chodziło. A więc dziewczyna poszła zbierać zioła. A najlepiej to robić z dala od miasta, bo jeszcze ktoś usłyszy jak mruczy pod nosem nazwy ziół i weźmie ją za wariatkę.
A więc:
Psia trawa -na zatrucia- jest.
Złocień- na rany, stłuczenia, omrożenia, ukąszenia- jest.
Korzeniec- na gardło- jest.
Lascinica- na apetyt, bóle głowy, katar- trzeba znaleźć.
Bulomączka- na uspokojenie- jest.
Maliniak- na wzmocnienie, przeziębienie, ból brzucha- jest...
Nagle dziewczyna potknęła się o coś.
-Gupi kamień- mruknęła, wzięła do ręki kamień i rzuciła heeeen daleko.... i w kogoś wpadł. Rozległ się czyjś krzyk.
-Aaaaah przepraszam przepraszam!!- krzyknęła w panice dziewczyna i pobiegła do miejsca skąd krzyk dochodził.
Koło plantacji ogórków , przy ognisku siedziały trzy dziewczyny, jedna, z poranionymi rękami, trzymałą się również za głowę.
-Nic ci się nie stało? wiem, głupie pytanie, przepraszam, nie wiedziałam że ktoś inny też się pałęta w środku nocy...
Dziewczyna z poranionymi rękami odjęła je od głowy, na której nie było widać śladu rany. W dłoni zaś trzymała ogórka z wbitym w niego kamieniem.
-Uratował mnie- uśmiechnęła się szerko.
Odetchnęła z ulgą.
-Jestem Sasani, chodziłam tu i zbierałam zioła. Nie macie nic przeciwko jeśli się dosiądę?


----
jeśli komuś coś nie pasuje, mówić, mogę zmienić xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
domka191
Leśny Elf



Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 811
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:32, 18 Wrz 2007    Temat postu:

Jill spojrzała dziwnie na kontuzjowanego ogórka. Ogórki ostatnio zbyt często wpływały (i to istotnie) na jej życie - ostatnim posiłkiem jej ojca były ogórki, kłótnia o ostatniego ogórka na pokładzie doprowadziła do wyrzucenia jej za burtę, no i przez ogórki spotyka dziwne osoby.
- Skurkowane ogórki...- mruknęła pod nosem*
- Co mówisz? - spytała nowo przybyła.
Jill spojrzała na nią i potrząsnęła głową.
- Wydaje ci się. Nie, nie mamy nic przeciwko. Siadaj.
"Wszystko już jedno, ile jeszcze wyrzutków się dosiądzie."
- Heej, macie miąsko! Ale czymże jest miąsko bez ziół i przypraw? Nie macie jakiejś...bazylii? Pieprzu? - dwa potrząśnięcia głową. - Czegokolwiek? - trochę już słabszym głosem spytała Sasani.
- Nie mamy nic. Już jadłyśmy. Reszta może być twoja.
Po chwili namysłu, głosem pozbawionym emocji, powiedziała:
- Cholera. Nie wiem, jak się nazywacie. Wy dwie. Ty jesteś Sasani, wiem.
Dwie dziewczyny spojrzały na nią badawczym wzrokiem, po czym każda wypowiedziała po jednym słowie.
- Panda.
- Shaydre.
- Okej.
Shay zrobiła wyczekującą minę, ale ciągu dalszego nie było.
- Ee...wciąż nie wiemy, jak ty się nazywasz.
I niech tak zostanie - podpowiadał cichy, złośliwy głosik w głowie Jill, ale mimo to mruknęła:
- Jill.
- Czyli Gillian, tak? Jesteś stąd? Czy przypłynęłaś? Wyglądasz trochę jak pirat.**
No, to raczej nie powinno dziwić, byłam nim przez 22 lata.
- Nie stąd.
- A skąd?
- Nie. Stąd.
Dziewczyna umilkła, chyba wyczuwając narastającą irytację Jill.
Obiecujący początek znajomości.
- Boli coś kogoś może? Mam ziółka. - uśmiech Sasani zdradzał życzliwość do nowych znajomych.
I zielarka-maniaczka. Świetnie.
- Wszystkie czujemy się wspaniale. Dobranoc.
- Idziesz spać, Jill?
- Nie, WY idziecie spać, żebym JA mogła posiedzieć w ciszy.
- Och. No tak. Dobranoc.
Przez chwilę trwała cisza.
- Ale ja nic nie mam. Oprócz ziółek.
- Weź koc i śpij.
- No tak. Dobranoc.
Oż.

*jak wam się podoba moje przekleństwo XD hahaaa...Pirat raczej mówiłby gorzej, ale się wyrażać nie będę :P I przez 'u', a nie 'ó', bo to nie od 'skóry' tylko od 'kurki' XD
** zdanie nieprzypisane nikomu xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
RavenWings
Lord Chaosu



Dołączył: 23 Lip 2006
Posty: 558
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 4/5
Skąd: z Acherus: Ebon Hold

PostWysłany: Śro 12:22, 03 Paź 2007    Temat postu:

Cerberia wyjrzała za okno. Było już ciemno, srebrna tarcza księżyca, na którą patrzyła, odbijała się w jej zimnych, błękitnych oczach. Jasnowłosa westchnęła i wstała. Nikt nie byłby w stanie zabić sztyletem jednej z tych kilkunastoosobowych band fanów ogórków, które grasowały po nocach. Zgrabnym krokiem skierowała się do drzwi.

Forsaken uniosła lekko głowę. Ktoś pukał. Co więcej, ktoś pukał coraz głośniej. Od piętnastu minut udawała że jej nie ma. Tandetna przykrywka jak dla kogoś, kto nigdy nie wychodzi z domu. W takich chwilach miała wrażenie, że nie zasługuje na swój pseudonim.
Ze zbolałą miną podniosła się z krzesła, nacisnęła klamkę i wróciła na miejsce, pochylając się nad miską ogórkowej.
- Hej ho, Arie!- dziewczyna o bardzo długich blond włosach weszła do pokoju, zrzucając w biegu buty na nienormalnie wysokim obcasie.
- Ciszej. Nie jestem głucha...jeszcze.
- Och, czy chociaż raz mogłabyś nie być taka przymulona, gdy przychodzę?
- Oczywiście, że nie. Wiesz, jak się czuje ktoś, komu umarł sens życia?- ciemnowłosa zmruzyła swoje pozbawione wyrazu oczy i zaryła twarzą w zawartość miski.
- ...-odparła Cerberia.- On umarł 15 lat temu!
- Nie mógł umrzeć 15 lat temu, skoro sama mam 17 lat.
- Czy ty się nigdy nie starzejesz?!
- Pomyślmy.... nie. Ogórka?
- Nie. Idziemy na miasto. Do lasu. Gdziekolwiek. Na Boga, nie wychodzisz z domu od jego śmierci! Masz kolor ściany!
Ariene rzuciła powątpiewające spojrzenie w stronę ciemnoturkusowych ścian. De Rooven uśmiechnęła się żałośnie.
- Fopa! Jak chcesz. Ja spadam.
Forsaken mruknęła coś w stylu 'nareszcie', ale gdy podniosła wzrok znad stołu, Flaming nie było.
-----------------------------------------

- Weź koc i śpij.
- No tak. Dobranoc.
Oż.
Cereria rozejrzała się powoli. Czyżby nie była sama w tej okolicy? Przesunęła dłoń po swoim płaszczu, aż natrafiła na coś twardego i długiego. Zacisnęła palce na sztylecie i skierowała ostrożne kroki za głosem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
domka191
Leśny Elf



Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 811
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:43, 29 Gru 2007    Temat postu:

Jill przeciągnęła się leniwie, prawie niezauważalnym ruchem dotykając pasa. Sztylet na miejscu.
To świetnie, bo akurat wyczuła czyjąś obecność.
Nie tych zabłąkanych niechcianych gości, o nie.
To był ktoś, kto nie chciał, by go usłyszano, i pewnie miał po temu powód.
Niestety, wychodziło mu to nieźle, bo Jill nie mogła usłyszeć niczego. Po prostu wiedziała, że ktoś ją obserwuje. Podparła się ręką, żeby wstać, ale w tym momencie poczuła chłód na szyi i kątem oka zauważyła czyjś rękaw.
Znieruchomiała. Ktoś okazał się szybszy od niej i to napawało ją niesmakiem. Czekała, aż osobnik się odezwie, ale po kilku sekundach uznała, że od niej oczekuje się tego samego. Jako że to nie ona była panią sytuacji, podporządkowała się.
Głupia buta może drogo kosztować, a po co przepłacać?
- Niewygodnie mi. - to był fakt, podpierała się prawą (cholera!) ręką, tyłek już miała nad ziemią, a jedną nogę jeszcze nieugiętą. - Pozwolisz, że usiądę z powrotem? Albo wstanę porządnie.
Sztylet przesunął się o milimetr dalej od jej skóry, a druga ręka błyskawicznym ruchem podniosła ją z ziemi. Potem musiała szybko przebierać nogami do tyłu, bo osobnik odciągnął ją dalej od światła ogniska i śpiących towarzyszek.
- Rączki w górze - warknął głosem, który równie dobrze mógł należeć i do mężczyzny, i do kobiety.
Wolno podniosła dłonie w górę i pokazała z dwóch stron.
- Świetnie.



---
<<sytuacja: podejrzewam, że stroną napadniętą byś być nie chciała, natomiast mnie to nie przeszkadza. Napadać chyba lubisz, mam nadzieję? XD Natomiast ktoś kogoś musiał - przyjacielsko zawieranych znajomości już starczy, więcej byłoby niezbyt wiarygodne. Nie wiem, co możesz chcieć ze mną zrobić - wypytać, zabić (na to jednak chyba Ci nie pozwolę, to moja jedyna postać XD), zostawić, okraść (choć właściwie nie masz z czego, rzeczy są przy ogniu). nakarmić ogórkami, zawlec do miasta (nie wiem po co, kaprysy możesz mieć różne xP).
dziewczyny śpią same przy ognisku, mogą się obudzić i mnie nie zobaczyć, rozpłakać się/rozgniewać/zacząć szukać/zrobić imprezkę/przeszukać moje rzeczy i dowiedzieć się o pirackim pochodzeniu/okraść (o zonk, tego wolałabym uniknąć XD) albo upić moją ostatnią butelką rumu xD>>


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez domka191 dnia Sob 18:45, 29 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum NEOPETS Strona Główna -> RPG Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin