Forum NEOPETS Strona Główna NEOPETS
Forum gildii Twierdza Chaosu - ale zapraszamy wszystkich! :)
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Twierdzowy Kopciuszek
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum NEOPETS Strona Główna -> Radosna twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Nazwa
Kopczaczek
57%
 57%  [ 4 ]
Czadziuszek
42%
 42%  [ 3 ]
Wszystkich Głosów : 7

Autor Wiadomość
wodi




Dołączył: 28 Lut 2006
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: dot com

PostWysłany: Czw 21:40, 02 Lip 2009    Temat postu:

Tym pasującym neopetem czy czymś może być mój Clawrels :K Czy jakoś tak, nie pamiętam jak się dokładnie nazywa xD


Czy ta ankieta jest anonimowa?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
trenerka
Rachel Dark



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 1062
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wydaje mi się, że Łódź

PostWysłany: Śro 18:45, 21 Paź 2009    Temat postu:

Pierwszy prolog (przygotujcie się na dziwną numerację rozdziałów), napisany w godzinę. Wklejam go, żeby się dowiedzieć czy taka forma może być, czy z czymś sie nie zgadzacie, coś chcecie dodać etcetera. Innymi słowy chce poznać opinie, zwłaszcza "głównego bohatera".

Prolog I - Rodowód
Kopciuszek (którego pełne imię brzmiał Kopciuszek Chuckek Kacper Gerwazy Sprzątacz) narodził się dwudziestego dziewiątego lutego, co w baśni nadałoby mu od razu ponadprzeciętnych cech, szczęścia i talentu. Niestety w okrutnej rzeczywistości oznaczało to tylko tyle, że jego rodzice mieli dobry powód, by kupować mu prezent urodzinowy co cztery lata, a nie co roku. Na dodatek „Kopciuszek” nie obchodzi żadnych imienin, co oznaczało, że Chuckek dostawał prezenty tylko na Gwiazdkę. Nie był to zresztą największy problem latorośli rodu Sprzątaczy. Bardziej problematyczny był fakt, że w dokumentach figurował on jako dziewczyna. Ta haniebna pomyłka we wpisie do metryki okazała się nieodwracalna i mimo męskiego imienia (TEN) Kopciuszek w świetle prawa była nią. Żeby dzieciństwo naszego bohatera uczynić jeszcze tragiczniejszym, Tradycyjny Strój Sprzątaczów(TM) bardziej niż cokolwiek innego przypominał sukienkę. Teoretycznie istniała też bardziej męska odmiana TSS, ale czy w skutek zaniedbania, czy też jakiegoś fetyszu jego matki, Kopciuszek przez całe swe dzieciństwo nosił sukienki. Warto w tym miejscu wspomnieć o rodzicach naszego bohatera. Matka, po której odziedziczył nazwisko była jego mentorką i przekazała mu całą swoją wiedzę, a także miotłę, by mógł kontynuować szlachetne dzieło rodu Sprzątaczy. Jego ojciec Kaidens był wspaniałym człowiekiem, który jednak należał do tego typu mężów, które żony z braku funduszy zastawiają w lombardzie i wykupują po jakimś czasie, a oni nawet tego nie zauważają. Małżeństwo zostało zresztą zaaranżowane, gdyż rodzice Kaidensa doszli do (całkiem słusznego) wniosku, że sam nigdy nie znajdzie sobie żony. Niestety te szczęśliwe dni skończyły się, gdy pewnego dnia matka Kopciuszka umarła po zjedzeniu przeterminowanego kisielu. Wtedy też Kaidens stał się nostalgicznym Wdowcem, wiecznie tęskniącym za tragicznie zmarłą żoną. Kopciuszek wreszcie mógł zacząć nosić spodnie, nabawił się za to olbrzymiej awersji do wszelkiego kisielu.
Smutne dni nie trwały jednak długo, gdyż rodzice Wdowca uznali, że najzdrowiej będzie zaaranżować mu drugie małżeństwo i już wkrótce stał się mężem Domki, która tym samym stała się Macochą. Przyszłość Kopciuszka nie rysowała się w najjaśniejszych barwach, choć on sam był zdania, że nic gorszego od noszenia sukienek nie może już mu się przytrafić.

Już wkrótce następna część: Prolog II - Dawno, dawno temu...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
trenerka
Rachel Dark



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 1062
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wydaje mi się, że Łódź

PostWysłany: Czw 21:40, 29 Paź 2009    Temat postu:

Prolog II – Dawno, dawno temu...
Dawno, dawno temu po bajkowym królestwie grasowały wiedźmy (które zjadały nieuważne dzieci), (taaaaaakie) wilki, bandyci, (całkiem przystojni) piraci, wampiry, Ali Baba, Sepiroth i diabli wiedzą kto jeszcze. Oczywiście co jakiś czas pojawiali się bohaterowie, którzy robili z tą zgrają porządek, ale na ich miejsce za każdym razem przychodzili kolejni. Królestwo posiadało rzecz jasna armię, której zadaniem było radzenie sobie z tymi elementami wywrotowymi, ale z powodu wiecznej dziury w budżecie, utrzymywano jedynie niewielkie oddziały, który broniły zamku i miasta. Wszystko zmieniło się za sprawą księżniczki Trenerki. Po śmierci swoich rodziców władzę sprawowała w jej imieniu grupa doradców, którzy oczywiście nie mieli najmniejszego zamiaru oddawać jej władzy dopóki „nie osiągnie odpowiedniego wieku” i „nie znajdzie właściwego małżonka”. Dziewczyna jednak skorzystała z okazji, jaką było porwanie przez bandytów. Po paru dniach od swojego zniknięcia wróciła z łowczynią nagród niejaką Rachel, którą przypadkiem spotkała podczas ucieczki z siedziby bandytów. Sobie tylko znanymi sposobami nakłoniła ją do zostania jej eskortą do czasu powrotu do zamku, przy czym tuż po przekroczeniu bramy, gdy stanęła twarzą w twarz ze swoimi doradcami, przedsiębiorcza księżniczka oznajmiła im, że ma zamiar wyjść za nią. Doszło do niezłego zamieszania, walki i paru trudnych decyzji. Ostatecznie następnego dnia wieczorem odbyły się oficjalne zaręczyny, a miesiąc później ślub. Mimo, że wiele osób twierdziło, iż ten prowidencki związek nie przetrwa długo to ku zaskoczeniu wszystkich małżeństwo i jego skutki okazało się niezwykle pozytywne. Przede wszystkim nowy Król natychmiast wyrzucił doradców na bruk, zwolnił wiekszość pałacowej służby, zwiększył podatki, zreformował całe królestwo w tym siły zbrojne i wprowadziła tajną policję. Choć te posunięcia sprawiły, że Rachel stała się wielce niepopularna to dzięki nim królestwo wreszcie wyszło na prostą. Tajna policja bezpośrednio nadzorowana przez Króla dzięki inwigilacji namierzyła wszystkie postacie, które nękały miejscową ludność nagminnie łamiąc prawo i w podziemiach zamku dokonała gruntownej resocjalizacji owych indywiduów. Efekty były zadziwiające i przerażające zarazem, na tyle by uciszyć głosy opozycji. W końcu ciężko otwarcie sprzeciwiać się komuś kto najbardziej przerażające wiedźmy i czarownice królestwa zmienił w naprawdę nieszkodliwe przekupki i wróżbitki, a krwiożerczych zbirów w pracowników społecznych i lojalnych strażników*. Ludność zaczęła coś przebąkiwać, że wypadałoby obalić Króla, bo przecież to tyran, ale wobec braku jednoznacznych dowodów takich jak maniakalny śmiech, organizacja masowych egzekucji i ogólny ucisk społeczeństwa, nikt się do tego nie kwapił. Na dodatek pozostawała kwestia Królowej, która niczym najlepszy specjalista od PR nieustannie nadawała Rachel bardziej ludzkiego oblicza. Do legendy przeszła opowieść o tym jak podczas jednej z audiencji zamachowiec próbował zamordować królewską parę wręczając jej zamaskowaną bombę. Król zorientował się w podstępie i natychmiast wyrzucił niefortunny podarek przez okno tuż przed tym jak wybuchł. W efekcie Rachel otrzymała od swojej połowicy pouczenie na oczach sporej ilości poddanych o tym, że powinna bardziej szanować dary poddanych. Gdy nieśmiało oponowała, że to był zamach i chciała uniknąć ofiar, usłyszała, że powinna była chociaż powiedzieć „dziękuję”. Ku niedowierzaniu obecnych Król przeprosił zamachowca i podziękował mu za prezent, nim ochrona zawlekła go do lochów.
Jednak najbardziej zaskakującym efektem tego związku był Królewicz. ...Chętnie opowiedziałabym skąd on się właściwie wziął ale są to poufne informacje i gdybym teraz o tym wspomniała ta powieść skończyłaby się na prologu. Przyjmijmy więc, że na potrzeby tej historii zignorujemy prawa biologii (właściwie to już to zrobiliśmy w pierwszym prologu) i uznamy, że w tym świecie mogą się rozmnażać trochę inaczej...
Dlatego pomińmy chwilowo kwestię Królewicza i skończmy wreszcie ten piekielny prolog.

*najbardziej przerażające dla ludności było to, że żadna z tych osób nie zginęła. Skutecznie zresocjalizowano wszystkich zatrzymanych.

Zamiatanie 1
Kopciuszek wstawał wcześnie rano. Bynajmniej nie dlatego, że chciał. Po prostu matka w młodości wpoiła mu, że należy wcześnie wstawać, a już po jej śmierci synowi (oficjalnie córce) trudno było zerwać ze starym przyzwyczajeniem.
Więc Kopciuszek wstawał wcześnie rano po cichu przeklinając swoje wychowanie, rodzinę, pogodę, kisiel i TSS. Ah, prawie zapomniałabym o metryce. Ją przeklinał z największą regularnością. W tym momencie możecie się przyczepić, że główne bohaterki nie powinny przeklinać, ale Chuckek był też nastolatkiem w okresie dojrzewania, więc mógł sobie pozwolić.
Tak więc Kopciuszek przebrał się w ubranie, na które składała się długa szara bluzka i stara oraz niestety jedyna para znoszonych spodni, po czym ruszył do kuchni. Teoretycznie powinien on zrobić śniadanie dla wszystkich, ale nie chciało mu się, więc po posileniu się kanapkami z marmoladą zostawił kartkę z informacją, że w lodówce powinno być jeszcze coś zjadliwego. Następnie wyszedł na zewnątrz i zaczął zamiatać plac przed domem. Skoncentrował się na miotle. Było to podstawowe ćwiczenie oczyszczające i pozwalające osiągnąć połączenie z wewnętrznym Czyścicielem*. Gdy osiągnął ten stan zaczął zamiatać szybciej, pilnując by cały czas mieć wyrównany oddech, jednocześnie zaczął się przemieszczać po placu. Zamknął oczy, by się nie rozpraszać. Przypomniał sobie słowa matki: Stań się jednością z miotłą. W powietrze wzbijał się coraz większy obłok pyłu, gdy Chcuckek zamiatał jak oszalały, gdy nagle...
Miotła ze świstem przecięła powietrze, gdy Kopciuszek wbił ją w brzuch wyimaginowanego przeciwnika, po czym poprawił ten cios celnym kopniakiem. Szybko uchylił się przed ciosem drugiego wroga, który próbował zaatakować go od tyłu i sprawnie wbił mu łokieć w splot słoneczny. Witki świsnęły smagając po twarzy trzeciego przeciwnika, a tuż za nimi poszło kopnięcie niezgodne z wszelkimi zasadami fair play. Chuckek uchwycił miotłę drugą ręką i przekręcił ją powalając jednocześnie dwóch atakujących. Po czym przeszedł do ofensywy skacząc do przodu i nokautując następnego wroga lewym prostym. A teraz ostatni przeciwnik miał oberwać przerażającym kopnięciem z półobrotu. Kopciuszek wyskoczył w powietrze...
-Kiedy wreszcie zrobisz śniadanie, łajzo?! – rozległ się głośny krzyk.
Chcukek zdekoncentrowany źle wyważył lądowanie i boleśnie zderzył się z ziemią.
-Przestań ćwiczyć balet i zrób coś do jedzenia! – Macocha wychyliła się przez okno. Wyglądało na to, że obudziła się niedawno, bo wciąż miała nocną opaskę na oczy na głowie.
-Sami se zróbcie! – odkrzyknął zdenerwowany podnosząc się z ziemi.
-Mowy nie ma! Dziewczyny wróciły wczoraj w nocy i są zmęczone. Ja zresztą też. Wykaż trochę poświęcenia dla rodzin!
Kopciuszek był jednak odporny na hasła dotyczące wyższych wartości moralnych, bo pokazał swojej przybranej matce niecenzuralny gest.
Tylko refleks sprawił, że uniknął lecącej w jego kierunku gumowej lalki Rysia Lubicza. Podnosił się już z zamiarem użycia kolejnego gestu, ale został powstrzymany przez Wielki Atlas Geograficzny wydanie szóste, rozszerzone w twardej oprawie. Z cichym bulgotem Chuckek osunął się na ziemię.
-I jak za dziesięć minut nie zobaczę gotowego śniadania to masz szlaban na DSa!

*niewtajemniczeni nazywają to duszą, ale ród Sprzątaczy wie lepiej.

Następnym razem: Gotowanie 2


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez trenerka dnia Czw 21:41, 29 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
trenerka
Rachel Dark



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 1062
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wydaje mi się, że Łódź

PostWysłany: Sob 21:04, 07 Lis 2009    Temat postu:

Osoba która wie do czego nawiązuje Kopciuszek gotujący jajecznicę (i od razu powiem, że rozdział został napisany przed akcją z omletem) dostanie cukierka. Podpowiedź: to z książki.

Gotowanie 2
Wobec tak twardych argumentów Kopciuszkowi nie pozostało nic innego jak przygotować śniadanie. Była to oczywiście jajecznica. Od kiedy Chuckek został zmuszony do życia pod jednym dachem z Macochą i jej córkami zawsze robił jajecznicę na śniadanie. Wierzył, że to najskuteczniejsza metoda zniechęcenia ich do zwalania na niego obowiązku kucharza. Niestety odporność jego przybranej rodziny na jednostajność posiłków była doprawdy nieludzka.
-Zdążyłam się już stęsknić za jajecznicą Kopciuszka – stwierdziła Pand (Siostra I) przyglądając się swojemu talerzowi i nie kryjąc ironii. Dziewczyna była wyraźnie opalona.
-Ja też – odpowiedziała równie brązowawa Świst (Siostra II), po czym obie wybuchnęły śmiechem.
Chuckek przygryzł wargi. Mimo wszystko nie lubił, gdy ktoś krytykował jego pracę.
-Jak wam nie smakuje, to nie jedzcie!
Dziewczyny znów się zaśmiały, jakby ta idea była jeszcze bardziej niedorzeczna.
-Jak mogłybyśmy nie zjeść nieśmiertelnej jajecznicy naszego kochanego braciszka?! – krzyknęła Świst.
-Wiedz, że każdym kęsem odwdzięczamy ci się za to, że dla nas gotujesz! – odparła Pand. – I odpowiadamy na to z równie wielką siostrzaną miłością – dodała po chwili namysłu.
-Udławcie się nią – mruknął pod nosem Kopciuszek zdejmując patelnię z kuchenki.
-Mówiłeś coś braciszku? – spytała niewinnie Świst.
-Nie. Nic nie mówiłem – odparł obłudnie, wycofując się na strategiczną pozycję przy zlewie.
Schody zaskrzypiały. Macocha w końcu zeszła na śniadanie, człapiąc lekko. Ziewnęła szeroko wchodząc do kuchni.
-Uuuaaa. Miło widzieć, że od rana dobrze się dogadujecie – mruknęła. Z tonu głosu można było wywnioskować, że użyłaby tej frazy, nawet gdyby rodzeństwo właśnie próbowało się nawzajem zamordować przy pomocy sprzętu kuchennego.
Siostry zachichotały. Macocha usiadła przy stole i zaczęła bezmyślnie zjadać zimną jajecznicę przeglądając jednocześnie gazetę.
-Jak skończysz zmywać to zrób pranie – mruknęła do Kopciuszka, który właśnie kończył szorować patelnię.
-Nie możecie sami wstawić prania? – zapytał. –Chyba umiesz obsługiwać pralkę, mamuśku?
-O ile pamiętam sam nalegałeś byśmy nie dotykały Karmen? – zauważyła Macocha z lekkim uśmiechem. Kopciuszek nieznacznie spuścił wzrok. Od czasu nieszczęsnego incydentu, gdy pralka się popsuła jego nawyk nadawania sprzętom imion został ujawniony. Była to zresztą bardzo żenująca scena, gdyż w przypływie rozpaczy zaczął wykrzykiwać nonsensowne zdania („Dlaczego u diabła, dodałyście taniego proszku! Moja Karmen! Nie umieraj! Nie umieraj! Karmen!”) zapominając, że jego przybrana rodzina (i naturalna też, gdyż Kaidens akurat przypadkiem był w domu) stoi obok. Od tego czasu musiał wysłuchiwać żartów dotyczących jego niezwykłego przywiązania do sprzętów domowego użytku. Niestety, nie zostało zrozumiane, że można darzyć pralkę, tudzież lodówkę (Atalia), mikser (Daniela), DSa (Noemi) i miotłę (Rebeka) PLATONICZNYMI uczuciami.
-Dobrze, zrobię pranie – mruknął zły, płucząc patelnię.
Siostry znów wybuchnęły śmiechem, choć Chuckek nie był pewien czy śmieją się z niego czy z kolejnego żartu o Beduinie.
Chłopak pozwolił sobie na parę sekund fantazjowania o urządzeniu masakry przy pomocy patelni, po czym z lekkim żalem odłożył ją na suszarkę.

Następne: Pranie 3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
trenerka
Rachel Dark



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 1062
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wydaje mi się, że Łódź

PostWysłany: Pią 22:06, 13 Lis 2009    Temat postu:

Taki trochę rozdział zapychacz, żeby pokazać, że Kopciuszek też ma problemy egzystencjalne (bo pralka jest za ciężka).

Pranie 3
Chuckek włożył ostatnią parę skarpet do bębna, wsypał proszek i zamknął pralkę. Następnie ustawił pranie na sześćdziesiąt stopni z wirowaniem i włączył. Pralka zaszumiała cicho, gdy woda popłynęła przez rurę. Kopciuszek chciał już odejść, ale ten szum wydał mu się taki melancholiczny...
Podszedł do pralki i poklepał ją lekko.
-Nie martw się, tym razem użyłem właściwego proszku, Karmen. Nie pozwolę, żeby znowu cię popsuli – mruknął niemal czule. Coś zgrzytnęło, najwidoczniej bęben zaczął się obracać, ale trudno było oprzeć się wrażeniu, że jest to odpowiedź na wypowiedziane przed chwilą słowa.
-Obiecuję, że tym razem będę na ciebie uważał.
Szum wzmógł się i przycichł.
Nostalgia jednak nie opuściła Kopciuszka. Stanął niezdecydowany. Chciał się zwierzyć ze swoich problemów Karmen, ale byłoby to trochę niesprawiedliwe względem reszty. Z drugiej strony była ona najlepszą słuchaczką. Rebeka na pewno, by go zganiła, że powinien się wziąć za sprzątanie, a nie rozpaczać, Atalia z powodu chłodnego usposobienia była kiepską rozmówczynią, Daniela była zbyt gadatliwa i nie sposób było ją przekrzyczeć, a Noemi zanadto egoistyczna by zrozumieć jego problemy. Tak, zostawała mu tylko Karmen.
Z lekkim westchnieniem usiadł opierając się plecami o pralkę.
-Mówiłem ci kiedyś, że chciałbym stąd uciec, prawda? – jedyną odpowiedzią było ciche buczenie. – Myślałem nad tym ostatnio. W końcu zbliżają się moje osiemnaste urodziny. Wtedy będę mógł opuścić dom.
Usłyszał nad sobą skrzypienie, gdy piętro wyżej siostry szły korytarzem. Z powodu hałasu jaki robiła Karmen nie mógł usłyszeć dokładnie co mówią, ale śmiechy kazały się domyślać, że znowu żartują sobie z Egipcjan. Po chwili głosy ucichły, gdy dziewczyny poszły weszły do jakiegoś pokoju.

Chuckek milczał zastanawiając się jak kontynuować ten wątek.
-Ale zastanawiałem się jaki to ma sens. Bo widzisz, jedyne co umiem to sprzątać. Nigdy nie miałem talentu do niczego innego. Gdybym nawet uciekł stąd musiałbym zatrudnić się u kogoś i sprzątać. Nie ucieknę od tego.
Pralka zabuczała współczująco.
-Dlatego to nie ma sensu. Tutaj przynajmniej dobrze karmią, pozwalają grać na konsolach. Macocha jest wkurzająca, a jedyne co interesuje siostry to kolejne podróże za granicę, ale poza tym da się przeżyć.
Pralka nagle przyśpieszyła obroty co zabrzmiało jak wściekłość. Kopciuszek skrzywił się lekko, ale po chwili jego twarz przybrała bolesny wyraz.
-Obiecałem ci kiedyś, że ucieknę i wywiozę cię stąd, ale nie dam rady. Jesteś za ciężka, Atalia zresztą też. Jeżeli odejdę będę musiał was zostawić.
Wściekłe warczenie ucichło. Pralka pracowała teraz cicho. Chuckek zaśmiał się do siebie i wstał.
-Muszę teraz iść, zbliża się pora karmienia Sama-Wiesz-Czego. Miłego wirowania.
I z tymi słowami opuścił pralnię.

Następne: Karmienie 4


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
trenerka
Rachel Dark



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 1062
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wydaje mi się, że Łódź

PostWysłany: Pią 15:25, 20 Lis 2009    Temat postu:

Wiem, że ze zniecierpliwieniem wyczekiwaliście tego rozdziału. W końcu disneyowska bajka nie może sie obejść bez zwierzątek. Prawda?

Karmienie 4
Kopciuszek miał swoje sekretne miejsce. Większość nastolatków ma takie, przy czym Chuckek miał pewność, że to miejsce naprawdę jest tajne.
Gdyby nie było, zapewne do tej pory skonfiskowano by jego zawartość.
Tudzież wytruto gazem.
A przynajmniej dostałby ochrzan od Macochy za hodowanie czegoś takiego.
Z tymi myślami Kopciuszek wszedł do szopy. Zarzucił na plecy worek z karmą, który leżał już przygotowany przy narzędziach ogrodniczych. Na wszelki wypadek wziął też szpadel (Frank) i ruszył dalej. Szopa był dość duża, ale zagracona, a wielki worek na plecach nie sprzyjał lawirowaniu między półkami i stertami różnych dziwnych narzędzi, ale mimo pewnych kłopotów Chuckek dotarł w końcu do miejsca, gdzie leżały pamiątki.
Ten fragment szopy przywodził na myśl skarbiec, tudzież miejsce święte. Wszędzie dookoła rozstawione były pudła i torby, ale niektóre pamiątki były tak duże i nieforemne, że leżały luzem. Zainstalowano także półki przy ścianach, aby wyróżnić ulubione przedmioty. Spoglądał z niej na Kopciuszka okrągły biały kot z pomarańczowo-szarą łatą na grzbiecie i wyjątkowo parszywym spojrzeniem oraz mały Vincent Valentine, na którego twarzy malowała się jeszcze większa niechęć. Warstwa kurzu była tutaj świeża co sugerowało, że niedawno ktoś odkurzał wystawkę. Najmniej kurzu było jednak na olbrzymim pozłacanym krokodylu stojącym na tylnych łapach przy ścianie. Była to najnowsza pamiątka przywieziona z Egiptu przez siostry. Krokodyl miał podniesioną jedną łapę w geście pozdrowienia i uśmiechał się głupkowato, ale mrok szopy sprawiał, że wyglądał on raczej jak psychopata pozdrawiający swój następny posiłek.
Chuckek postawił worek i oparł szpadel o ścianę, po czym zaczął przesuwać kartony i inne worki. Podczas wstawiania nowych pamiątek i sprzątania przedmioty często zmieniały położenie i Kopciuszek musiał szukać klapy na wyczucie. Przychodził tu jednak tak często, że bez problemu zlokalizował ją pod kartonem z butelkami wypełnionymi niezidentyfikowanymi płynami i etykietami w obcym języku. Odstawił go na bok i poszerzył sobie drogę, tak by móc donieść worek z karmę do tego miejsca. Po pięciu minutach Kopciuszek stał nad klapą ze szpadlem w ręce i przygotowywał się psychicznie do otwarcia klapy. Wziął głęboki oddech i nachylił się. Klapa była niepozorna i trudna do zauważenia, jeśli nie wiedziało się gdzie to jest. Zapadka był prosta, ale solidna i mocno dokręcona, jakby w obawie, by nie została wyłamana. Kopciuszek lewą ręką odblokował zapadkę i natychmiast mocno uchwycił szpadel. Rozległ się łomot i coś wystrzeliło otwierając klapę. Kopciuszek bez namysłu zamachnął się i przywalił płaszczyzną szpadla w ten niezwykły pocisk balistyczny. Rozległ się odgłos zderzenia kości z metalem i dziwny warkot, który był chyba jękiem, po czym stworzenie wpadło z powrotem do dziury. Chuckek wciągnął powietrze i krzyknął.
-Ani mi się ważcie próbować uciec, bo oberwiecie jak on!
Coś na dole się zakotłowało i rozległa się zbiorowa wrzawa dezaprobaty.
-Cicho bądźcie! Przyniosłem wam jedzenie! – odkrzyknął. Chwycił zręcznie worek i zaczął wsypywać pożywienie przez dziurę.
Teoretycznie stworzenia mogłyby skorzystać z tego, że ma obie ręce zajęte przez worek, ale głośne mlaskanie wskazywało, że są one bardziej zainteresowane posiłkiem niż odzyskaniem swobody. Kopciuszek opróżnił worek i znów uchwycił szpadel pochylając się nad wejściem do piwniczki i wsłuchując się w odgłosy konsumpcji z pewną fascynacją.
Teoretycznie zarówno siostry jak i Domka wiedziały o istnieniu tej piwniczki, ale ponieważ nie była ona duża, a drabina do niej gdzieś się zgubiła, to reszta rodziny zapomniała o tym schowku. Było to bardzo na rękę Kopciuszkowi.
-Mam nadzieję, że dobrze się sprawowaliście jak mnie nie było – powiedział do nich, przypominając sobie, że podobno mówienie do zwierząt pomaga w nawiązywaniu z nimi więzi.
Na dole rozległ się nagle harmider.
-Nie kłóćcie się Qurchucki! Bo następnym razem nie dodam marchewki do karmy! – pogroził.
Hałas przycichł trochę, choć wciąż było słychać pojedyńcze warkoty. Kopciuszek zamyślił się lekko. Do tej pory nie wiedział za wiele o tych dziwnych stworzeniach, które ochrzcił Qurchuckami. Były one niejako dziełem przypadku, trudnym do wyjaśnienia w sensie biologicznym. Powstały one jakiś czas po śmierci jego matki, gdy Chuckek miał zdecydowanie za dużo wolnego czasu i po wielu latach starań w końcu dobrał się do biblioteczki swojej rodzicielki, gdzie było wiele interesujących informacji. Kopciuszek jak każde dziecko w tym wieku chciał mieć zwierzątko i oczywiście musiało ono być w jakiś sposób niezwykłe, bo co to za frajda mieć chomika lub węża. Inteligentne dziecko postanowiło więc w ramach oryginalności stworzyć własne zwierzątko. Przy czym w trakcie eksperymentów powstało kilka sztuk, które jednak miały ten feler, że posiadały trochę za dużo energii. Szczególnie tej kinetycznej.
-Muszę już iść, ale macie się dobrze zachowywać jak mnie nie będzie! – krzyknął jeszcze, po czym zamknął klapę i założył zapadkę. Przestawił karton z powrotem na klapę i skierował się do wyjścia zabierając ze sobą szpadel i pusty worek. Z tyłu znów rozległ się chór głosów, tym razem bardziej błagalny. Kopciuszek westchnął. Niestety, dopóki ktoś nie stworzy stalowej smyczy, wyprowadzenie Qurchucków na spacer będzie niemożliwe.

Następne: Segregowanie poczty 5


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
trenerka
Rachel Dark



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 1062
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wydaje mi się, że Łódź

PostWysłany: Nie 15:40, 22 Lis 2009    Temat postu:

Ponieważ miałam trochę wolnego czasu napisałam kilka rozdziałów z wyprzedzeniem przez co mogę się z wami podzielić w tym tygodniu jeszcze jednym rozdziałem. I coraz większymi krokami zbliża się bal.

Segregowanie poczty 5
-Mamy dzisiaj święto? – tymi słowami powitane zostały porcje omletu rozłożone na talerzach. Panda stała z szeroko otwartą buzią, Świst pobiegła po aparat, by uwiecznić to niecodzienne zdarzenie, a Macocha uszczypnęła się w policzek, by upewnić się, że to nie jest sen.
-Coś w tym guście - mruknął Kopciuszek, robiąc herbatę. – Kaidens wrócił.
-Kto? – spytała Panda.
-Mam wrażenie, że gdzieś słyszałam to imię – dodała Świst robiąc zdjęcia.
Macocha wyglądała na mocno zamyśloną.
-Brzmi wyjątkowo znajomo... – przyznała.
Chuckek jakkolwiek nie był zdziwiony tą reakcją, postanowił wykorzystać tą niecodzienną sytuację.
-Nie dostaniecie śniadania dopóki nie powiecie kto to jest! – zadeklarował stając w poprzek drzwi dzierżąc chochlę, która akurat leżała pod ręką.
Siostry zaczęły przekrzykiwać się mówiąc, że to nie fair, ale widząc nieugiętą postawę swojego brata ruszyły do ofensywy.
-To jakiś znany aktor!
-To celebryta!
-A skąd wziąłby się w naszym domu? – zdziwił się Kopciuszek.
-Może mama mu się spodobała – stwierdziła wzruszając ramionami Świst. - To nie wiem... Sportowiec!
-Już wiem! To seyiuu! – krzyknęła Pand.
-Znany reżyser!
-Słynny twórca demotywatorów!
-Nikt tak znany! – sprostował Kopciuszek lekko przytłoczony nadmiarem odpowiedzi.
-Listonosz!
-Hydraulik! Kran przecieka!
-Nie! Ogrodnik! Mama cały czas powtarza, że trzeba zrobić porządek z uprawami!
Macocha westchnęła głośno, co uciszyło siostry, które zrozumiały, że matka ma coś do powiedzenia.
-Chętnie kontynuowałabym tę farsę dłużej, ale jestem głodna. Poprawna odpowiedź brzmi: mój mąż – stwierdziła spokojnie.
Kopciuszek opuścił chochlę i odsunął się. Wyglądał na lekko zawiedzionego.
-Właściwa odpowiedź – mruknął niechętnie. Najwyraźniej marzył o tym, by wytknąć Macosze, że nie pamięta kto jest jej mężem. Srodze się zawiódł, albowiem Macocha była naprawdę złą macochą i pamiętała kim jest jej mąż nie ważne jak transparentny by on nie był.
Transparentny było dobrym słowem. Wdowiec był typem człowieka, o którym wszyscy zapominali i który urodził się chyba tylko po to, by stać w cieniu współmałżonki. Gdyby Kopciuszek tego nie ogłosił, rodzina zapewne w ogóle nie zauważyłaby jego obecności.
-Dzień dobry Domko, witajcie dziewczyny – mruknęła cicho postać siedząca przy stole. Kaidens miał na sobie długi, stary, mocno wytarty, beżowy płaszcz. Na głowie był równie wiekowy kapelusz, który najwyraźniej regularnie spotykał się z różnorodnym błotem tego świata upodobniając się do niego coraz bardziej. Jego twarz była szczera niczym twarz pięcioletniej dziewczynki, która bierze lizaki od nieznajomych. Długie białe włosy z czarnymi końcówkami i błękitne oczy sprawiały, że gdyby ktoś jakimś cudem go zauważył doszedłby do wniosku, że Wdowiec jest całkiem przystojny.
-Cześć, Kai! – odparły siostry chichocząc lekko.
-Witaj kochanie – odpowiedziała Macocha nie patrząc w jego kierunku.
Kaidens uśmiechnął się nieznacznie, szczęśliwy, że ktoś go zauważył. Reszta rodziny też usiadła przy stole. Nawet Kopciuszek usiadł, bo z powodu nagłego powrotu ojca nie zdążył wcześniej zjeść śniadania. Powietrze wypełnił brzęk sztućców i odgłosy przeżuwani. Wdowiec i Macocha skończyli jako pierwsi. Kaidens nieśmiało sięgnął do kieszeni.
-Jak wchodziłem to wziąłem ze sobą pocztę. Trochę się jej zebrało – zagaił.
-Pewno są tu tylko ulotki. Normalni ludzie przysyłają maile – zauważyła Domka, bezlitośnie mordując konwersację.
-A... ale mimo wszystko... – zająknął się Wdowiec.
Macocha posłała mu spojrzenie, którym wyraźnie dawała do zrozumienia, że wątpi w wartość czegokolwiek co wypływa z ust jej męża. Kaidens nie do końca zrozumiał przekaz. W nagłym odruchu zaczął szybko przeglądać pocztę.
-A... co myślisz o nowych oknach? – spytał biorąc do ręki jakąś ulotkę.
-Czy te które mamy są brzydkie? – odpowiedziała pytaniem jego małżonka nie kryjąc sarkazmu.
-Nowa restauracja na ulicy Maple? – kontynuował Wdowiec.
-Byłam już tam z dziewczynami. Średni lokal.
-Sklep z mangami?
-Mam kartę stałego klienta.
-Sklep z odzieżą!
-Ja nie potrzebuję go odwiedzać...
-Wielki Bal organizowany przez Miłościwie Nam Panującą Rodzinę w celu znalezienia małżonki dla Księcia?! – to ostatnie Kaidens już wykrzyczał w desperacji.
Zapadła cisza.
Bal?
W celu znalezienia małżonki?
-Czy tylko mi się wydaje, czy to przypadkiem nie jest księżniczka? – spytał naiwnie Chuckek.
To pytanie właściwie wisiało w powietrzu, ale jak wiadomo rzeczywistość nie jest taka prosta.
-Nie, to książę, braciszku – stwierdziła Pand.
-Ale... – zaczął Kopciuszek.
-Z całą pewnością – dodała Świst.
-...dałbym głowę...
Macocha w tym czasie kalkulowała coś w milczeniu, by nagle spytać:
-Dziewczynki, chciałybyście pójść na bal?
-TTTAAAAAAAAAKKKKKK!!!!! – wrzasnęły.
-...że książę... – kontynuował skołowany Kopciuszek, udowadniając, że ma w sobie jednak jakieś geny ojca.
-Ja chcę piękną sukienkę! – krzyknęła Świsty.
-Ja chcę chiński strój! – zakrzyknęła Pand.
-Nie martwcie się, jutro pójdziemy coś kupić – stwierdziła Domka z uśmiechem.
-...że on...
-Pójdziemy na bal!
-Na bal!
-...czy on...? – kontynuował Chuckek z coraz większym zwątpieniem.
-Podrywać facetów! – zakrzyknęła z niemalejącym entuzjazmem Siostra 1.
-Podrywać! – wykrzyknęła niby echo Siostra 2.
-...czy on nie ma biustu? – w końcu dokończył swoje pytanie Kopciuszek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
trenerka
Rachel Dark



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 1062
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wydaje mi się, że Łódź

PostWysłany: Pią 21:25, 27 Lis 2009    Temat postu:

Zakupy 6
Ciuchlandia była miejscem, gdzie po długich poszukiwaniach trafiła przybrana rodzina Kopciuszka. Macocha i siostry przekopywały się przez sterty ubrań w poszukiwaniu ładnych sukienek. Kopciuszek stał z boku przypatrując się tym zmaganiom z pewnym znudzeniem.
-Świst co sądzisz o tej sukience? – spytała niewinnie Pand wyciągając niebieską suknię z długimi rękawami.
-Brzydka jak siedem nieszczęść! – przyznała jej siostra.
-Szkoda. Myślałam, że chociaż tobie się spodoba – mruknęła rzucając ją z powrotem na stertę. - A ta? – spytała wyciągając kolejną.
Świst spojrzała krytycznie na czerwoną suknię.
-Nie mój rozmiar, twój zresztą też... ale pasowałaby na Kopciuszka – zauważyła nagle. Siostry odwróciły się w stronę swojego przybranego brata z doprawdy przerażającymi minami.
-Braciszku chodź tu na chwilę! – krzyknęły złowieszczo i na swój sposób melodyjnie.
Chuckek nie przysłuchiwał się uważniej ich konwersacji, ale te fragment, które usłyszał i bardzo szerokie uśmiechy jego sióstr skłoniły go do przyjęcia defensywy.
-Mówiłyście coś? – spytał przesuwając się w stronę wyjścia.
Dziewczyny zauważyły ten ruch. Spojrzały po sobie, po czym przeszły do manewru oskrzydlającego.
-Nieładnie uciekać przed własną rodziną – zauważyła Świst przesuwając się tak, by odciąć drogę bratu.
-Właśnie, robimy to wszystko w twoim interesie – stwierdziła Pand, która z suknią w dłoniach zbliżała się coraz bardziej do Kopciuszka.
Wyraz absolutnego przerażenia malował się na jego twarzy, gdy dostrzegał coraz to nowe detale tego odzienia. Odkryte ramiona to pół biedy, ale suknia była wyraźnie przykrótka, najwidoczniej projektant stwierdził, że kobieta powinna odsłonić nogi. Następnym przerażającym szczegółem były kolejne falbanki, które zostały wciśnięte na każdą wolną powierzchnię materiału. I olbrzymia biała kokarda z tyłu sukni.
Ratunek przyszedł z najmniej oczekiwanej strony.
-Darujcie sobie. Kopciuszek nie potrzebuje sukni – stwierdziła Macocha wychodząc z przebieralni. Miała na sobie obcisłą czarną suknią, również przykrótką. Jednak w przeciwieństwie do tej, którą trzymała Pand, ta pozbawiona była praktycznie dodatkowych ozdób. Jej ascetyczność była w jakiś niepojęty sposób agresywna.
Wybuchł jęk, kiedy to siostry wyrażały niezadowolenie z powodu nagłego przerwania tej zabawy, ale Macocha szybko je przerwała.
-Kopciuszek nie potrzebuje tej sukni, bo nie idzie na bal – uściśliła.
Siostry spojrzały na nią zdziwione.
-Nie...
-...idzie.
Macocha przez chwilę chciała nagrodzić tę synchronizacją, ale postanowiła odłożyć to na później.
-Ostatnim razem, gdy cała rodzina poszła na karaoke, ktoś włamał się do naszego domu. Nie chcę, by drugi raz to się powtórzyło.
Młodsze pokolenie zbuntowało się.
-Ale nic nie ukradli! – krzyknęły siostry.
-I Kaidens był w domu! – dodał Kopciuszek.
Domek westchnął. Dlaczego młodzież w tym wieku zawsze jest taka narwana?
-Nic nam nie ukradli, bo złodziej pomylił adres i tak naprawdę chciał okraść naszych sąsiadów. Natomiast obecność Kai w domu nic nie zmieniła, bo ten leń jak zwykle podniecił się, choć w jego wypadku to duże słowo, i kompletnie stracił głowę, gdy okazało się, że złodziej to ona – wyjaśniła. – Dlatego w domu zostanie odpowiedzialna i racjonalna dziewczyna zdolna do obrony. Innymi słowy Kopciuszek. Chyba, że wolisz byśmy kupili ci sukienkę i wzięli na bal – zaproponowała.
Trwało to sekundy, gdy Kopciuszek porównywał wizję spędzenia całego wieczoru w kiecce na nudnym dancingu z siedzeniem w domu sam na sam z DSem i Playstation 2.
-Mamusiu, dla ciebie będę pilnował domu jak bulterier – odparł uśmiechając się szeroko.

Następne: Dekorowanie 7


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
trenerka
Rachel Dark



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 1062
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wydaje mi się, że Łódź

PostWysłany: Pon 22:22, 07 Gru 2009    Temat postu:

I oto Urs. Co prawda chwilowo wypadł trochę blado, ale obiecuję że na balu zaprezentuje już go w pełnej krasie.

Dekorowanie 7
W zamku królewskim pewna niezwykle wkurzona postać przemierzała korytarze.
-Ojcze! OJJJJJCZEEEEE! Gdzie, u ciężkiego Snorkla, jesteś? – wykrzykiwała. Osoba ta ubrana była w zieloną bluzkę, która wyglądała na mocno zużytą i miała rękawy różnej długości. Na długich blond włosach znajdowała się czapka z czerwoną gwiazdką.
Był to książę, oficjalnie Wielki Książe Urskus, który był jedynym potomkiem obecnie panującej królewskiej pary.
I w biologicznym sensie był dziewczyną.
Drzwi do sali balowej trzasnęły, gdy Urskus otworzył je kopniakiem. W środku kilkadziesiąt osób krzątało się przygotowując pomieszczenie, które zwykle nie było użytkowane, do przyjęcia poddanych i innych gości. Na samym środku sali stał Król, który kontrolował te poczynania, a w tej chwili zajęty był wyjaśnianiem czegoś dwóm ubranym na czarno postacią.
-Ojcze! – wrzasnął po raz kolejny Książe, by zwrócić na siebie uwagę i ruszył w jego stronę. Czarnowłosy monarcha odwrócił się nieśpiesznie, lekkim gestem dając do zrozumienia ubranym na czarno postaciom, by poczekały.
-O co chodzi? – odparł teoretycznie nie zainteresowanym tonem.
-O TO!!! – krzyknął jego syn, będący córką, wyjmując plakat reklamujący bal i machając nim w wściekłości. – Co ma znaczyć stwierdzenie, że szukam „małżonki”?!
Król na sekundę skrzywił się, jakby nie wiedząc co właściwie odpowiedzieć.
-Przykro mi – odparł powoli. – Zauważyliśmy to gdy plakaty były już w druku.
Książe chciał coś krzyknąć, ale też się zawahał. Niektóre rozmowy trudno przeprowadzić, zwłaszcza gdy sprowadzają się do tematu preferencji.
-Projektant był człowiekiem staroświeckim i mimo długiego tłumaczenia nie zdołał pojąć konceptu, że Książe może poszukiwać małżonka – kontynuował swoje wyjaśnienia ojciec. – Obecnie znajduje się w podziemiach. Wierzę, że gdy wyjdzie drugi raz nie popełni tego błędu.
Ktoś kto nie znał Rachel mógłby wziąć to za zwykłą ironię, ale Urskus bynajmniej zdawała sobie sprawę, że jej rodzicielowi jest przykro z tego powodu i używa pełnej współczucia ironii. Co wcale nie stawiało jej w lepszej sytuacji.
-I co mam teraz zrobić? – spytała nieco spokojniej, ale wciąż zdenerwowana.
-Wszystkie dziewczyny z królestwa przyjdą na ten bal. Dziwne byłoby, gdyby nie dotarli na niego chłopcy zbawieni perspektywą podrywu. Już wydałam rozporządzenie, by wpuścić wszelkich przedstawicieli płci męskiej jacy chcieliby wejść na ten bal – wyjaśnił Król.
Urskus podniosła brew.
-I? – spytała czując, że to nie wszystko.
Rachel zrobiła najbardziej zawstydzoną twarz na jaką mogła sobie pozwolić przy swoim charakterze.
-No... nie zniechęcaj się. Miłość NAPRAWDĘ przychodzi w najmniej oczekiwanych momentach – wyjaśniła cicho nachylając się i zasłaniając twarz ręką.
Urskus poczuła, że konwersacja zabrnęła w kierunku, którego najchętniej uniknęłaby. Książe odsunął się nieznacznie.
-To tak pomiędzy ojcem i synem – uściślił Król, którego twarz znów nabrała bezlitosnego wyrazu. Zauważył zmieszanie swojego potomka i stwierdził, że lepiej zakończyć rozmowę. – Lepiej już idź się przygotowywać. I odwiedź matkę. Pewnie zechce cię zobaczyć przed balem.
Urskus kiwnął głową i szybko ruszył w stronę wyjścia.
Za jego plecami Rachel wróciła do wydawania poleceń. Gdy tylko Książe zniknął za drzwiami, Król machnął ręką na dwójkę w czerni, dając do zrozumienia, że chce im coś powiedzieć bez świadków.

Następne: Odprawa 8


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
trenerka
Rachel Dark



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 1062
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wydaje mi się, że Łódź

PostWysłany: Nie 15:29, 13 Gru 2009    Temat postu:

Właściwie to jest swego rodzaju zapychacz, ale chciałam ukazać Tajną Policję Królewską oraz Rachel w roli martwiącego się rodzica. A już w następnym rozdziale wróżka Diar!

Odprawa 8
-Mam nadzieję, że wszystko przygotowaliście – odparł Król z surowym wyrazem twarzy.
Dwie postacie które sztywno stały koło niego kiwnęły głową.
-Zamontowaliśmy mikrofon przy kołnierzu, zamaskowany jako guzik – wyjaśnił zmęczonym głosem chłopak z krótkimi czarnymi włosami i miną równie poważną jak Król, która jednak przy innym świetle mogłaby uchodzić za zniechęcenie. – Do tego dwa inne zapasowe jakby ten przestał działać i dwie atrapy, by uśpić podejrzenia – zakończył równie bezbarwnie jak zaczął.
-Mamy już też przygotowane punkty obserwacyjne we wszystkich punktach w obrębie pałacu i jego okolic – dodała stojąca obok dziewczyna. Jej głos jako jedyny brzmiał trochę wesoło i ona jedyna uśmiechała się w tym całym zgromadzeniu.
Rachel westchnęła. Chciała być dobrym ojcem. Nie była pewna czy Tren jest dobrą matką, więc musiała zrobić wszystko, by samemu dobrze spełniać rolę rodzica. Poza tym w głębi serca martwiła się trochę o swojego syna.
Podniosła oczy na stojącą przed nią dwójkę.
-Jesteście najlepsi – stwierdziła. – Wychowano was, byście z dumą służyli Tajnej Królewskiej Policji. To będzie wasza najważniejsza misja!
Obie postacie zasalutowały. Na ich czarnych ubraniach wyszyto emblemat królestwa, ledwo widoczny w panującym w pokoju mroku.
-Bal to idealna okazja dla zamachowca, choć istnieje równie duże niebezpieczeństwo, że ktoś się zwyczajnie spije i przypadkiem rzuci w jego stronę butelką. Macie nie dopuścić, by życie Urskusa choćby przez moment było w niebezpieczeństwie. Zrozumiano?
Dwie postacie nie poruszyły się choćby o milimetr. Rachel uznała to za satysfakcjonującą odpowiedź.
-Nie mniej istnieje prawdopodobieństwo – powiedziała jakby trochę delikatniejszym tonem – że podczas balu Książe znajdzie sobie partnera... – przy tym stwierdzeniu zatrzymała się na chwilę niepewna - ...albo partnerkę... w każdym razie znajdzie kogoś do tańca – zakończyła szczęśliwa, że wybrnęła z tej logicznej pułapki, ale świadoma, że dalej nie będzie prościej. - Wtedy macie się upewnić, że wasze akcje nie przeszkodzą im. Chyba, że wystąpiłoby zagrożenie życia Księcia, ale tylko wtedy. Macie być dyskretni.
Przedstawiciele tajnej policji poruszyli się lekko, jakby chcieli coś powiedzieć.
-Ocenę sytuacji pozostawiam waszej intuicji – dodał.
Dwójka w czerni spojrzała po sobie, najwyraźniej niezbyt szczęśliwa faktu otrzymania tak olbrzymiej odpowiedzialności i małego marginesu błędu.
Rachel milczała. Miała trochę niezdecydowaną minę. Cisza przedłużała się.
-To wszystko, sir? – spytała dziewczyna, trochę zniecierpliwiona czekaniem na odprawę.
Cisza jednak nadal trwała. Dziewczyna chciała znowu coś powiedzieć, ale Król nagle machnął ręką, rzucając coś w jej stronę. Z wyuczonym refleksem złapała ona małą paczkę. Zerknęła na nią i na jej zawartość lekko zdziwiona i znów spojrzała na władcę oczekując dalszych rozkazów.
Król miał najbardziej zawstydzoną minę jaką kiedykolwiek widzieli.
-Nie będę stał jej na drodze, więc jeśli w czasie balu znalazłaby chłopaka i miałoby do czegoś dojść... – urwał na chwilę, ale natychmiast kontynuował z mocą - ...to upewnijcie się, że zrobią to bezpiecznie.
Cisza która zapadła po tym stwierdzeniu była doprawdy ciężka.
-To wszystko. Powodzenia.

Następne: Preparacje 9


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
trenerka
Rachel Dark



Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 1062
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wydaje mi się, że Łódź

PostWysłany: Sob 22:11, 26 Gru 2009    Temat postu:

Wróżko-Diar!!!

Preparacje 9
Było tajemnicą, że Domek trzyma na dnie swojej szafie Playstation 2. To był dokładnie ten rodzaj tajemnicy, o której wiedzieli wszyscy – nawet Kaidens.
Kopciuszek był naprawdę szczęśliwy. Jego rodzina poszła na bal i miało jej nie być przez całą noc, paczka nowych gier na konsolę, które niedawno zamówił właśnie dotarła, a naleśniki które zrobił sobie na kolację były wyborne.
Czy człowiek mógłby oczekiwać więcej od losu?
Chuckek odpalił kolejną grę na Playstation 2. Czuł błogie rozleniwienie. Ten wieczór należał do niego.
Melodyjkę gry zakłóciło nagłe pukanie do drzwi. Kopciuszek niechętnie wstał i podszedł do drzwi.
-Kto tam? – spytał. Nie spodziewał się nikogo więc wolał zachować czujność.
-Przepraszam, czy to mieszkanie numer siedemnaście? – spytał dziewczęcy głos zza drzwi.
-Tak – odparł zdziwiony. Dziewczyna? Czyżby koleżanka sióstr?
-I mówię z Kopciuszkiem? – dalej upewniała się dziewczyna.
Chłopak ponownie potwierdził. Tym razem głos dziewczyny był pełen ulgi.
-To dobrze. Jestem Diar, twoja wróżka chrzestna. Przyjechałam, by zabrać cię na bal! – oznajmiła radośnie postać za drzwiami.
Z lekkim niedowierzaniem Kopciuszek spojrzał przez judasz.
To rzeczywiście była dziewczyna. Z szelmowskim uśmiechem, długimi włosami i w sukni. Co prawda posiadała pewne braki w okolicach klatki piersiowej, ale Chuckek uznał, że warto zaryzykować.
Otworzył drzwi.
-Może wejdziesz do środ... – urwał, gdy zdał sobie sprawę, że ta dziewczyna ma coś jeszcze. Mianowicie podwójną parę skrzydeł wyrastających z pleców.
-O chętnie! – odparła i przestąpiła przez próg. – Leciałam tu spory kawałek i chętnie bym się czegoś napiła.
-Przyniosę wody – zaproponował Kopciuszek. W tym momencie należało się wycofać na z góry upatrzone pozycje, by jeszcze raz przeanalizować strategię.
-Wolałabym sok! – zdążyła jeszcze krzyknąć nim Chuckek zniknął za drzwiami.
Po pięciu minutach chłopak opuścił w końcu ten bastion dzierżąc w rękach dwie szklanki soku pomarańczowego. W międzyczasie przeżył ostrą walkę wewnętrzną, zaliczył lekkie załamanie nerwowe i zdążył jeszcze przy pomocy komórki przejrzeć serwis internetowy z poradami „jak poderwać dziewczynę”.
Skrzydła w końcu nie były problemem. Sama dziewczyna wydawała się wszak w porządku. Co prawda w grach takie nagle pojawiające się w drzwiach dziewoje miały tendencje do sprowadzania problemów, ale Kopciuszek stwierdził, że w jego wieku brak dziewczyny to największy problem jaki można mieć.
Tajemniczy gość, wiedziony zapewne instynktem wirtualnego gracza, siedział przy Playstation 2 i rozwalał właśnie bossa, gdy Chuckek ją znalazł. Był trochę zły, że dziewczyna ruszała sprzęt bez pozwolenia, ale ujęło go to jak sprawnie wykonała ostatnie combo, więc ostatecznie nic nie powiedział.
Dziewczyna zapisała grę i usiadła przodem do Kopciuszka, który usadowił się na poduszce.
-Więc mówisz, że masz na imię Diar i jesteś moją wróżką chrzestną – stwierdził chłopak.
Samozwańcza wróżka kiwnęła głową.
-I że przyjechałaś, by mnie zabrać na bal? – upewnił się.
I tym razem odpowiedź była niewzruszona.
-A co jeśli ja nie chcę? – spytał. Od razu pożałował pytania, bo Diar zrobiła zawiedzioną minę.
-Ale czemu nie chcesz? – nie mogła zrozumieć.
Chuckek westchnął.
-Miałem wrażenie, że to oczywiste. Normalnie nie mam okazji grać na Playstation Macochy – wyjaśnił.
Twarz wróżki rozjaśniła się w zrozumieniu, by po chwili przybrać zamyślony wyraz.
-Ale w instrukcji napisali mi, że chcesz jechać na bal – stwierdziła. – Moim zadaniem jest dostarczyć cię tam czy tego chcesz czy nie. Dostałam wszystko co potrzebne: różdżkę, suknię...
Kopciuszek najeżył się słysząc to. Od początku miał przeczucie, że całe to zajście miało na celu wepchnięcie go w kieckę.
-Mowy nie ma! Nie wiem kto to wymyślił, ale nie dam się wpakować w suknię nikomu spoza rodziny! Zrozumiano!
Wróżka też się zdenerwowała.
-Ale ja jestem twoją rodziną, jestem twoją chrzestną! – zauważyła.
-Nieprawda! Moja matka nie miała rodzeństwa, a jedyna rodzina Kaidensa to szalony wujek, będący płatnym mordercą! Na wujka mi nie wyglądasz, więc to oczywista bujda! – krzyknął Kopciuszek. Znajomości swojej genealogii choć raz się na coś przydała.
Diar nadął się, nie wiedząc co powiedzieć. Było jej z tym nawet ładnie.
-Dobra, nie jestem twoją rodziną. Firma każe nam tak mówić, by zwiększyć zaufanie klientów – powiedziała nie patrząc na niego. – Dotąd nikt tego nigdy nie kwestionował, więc było w porządku. Zostałam tu przysłana, bo z jakiegoś powodu masz koniecznie być na tym balu. Tyle wiem. Jeśli nie pojedziesz, nie dostanę wypłaty za ten miesiąc – wyjaśniła.
Kopciuszek, który we wcześniejszym zdenerwowaniu wstał, teraz usiadł rozbity. Za jakie grzechy?
-Masz coś jeszcze do powiedzenia? – spytał patrząc groźnie.
Dziewczyna zamyśliła się.
-Właściwie to tak.
Uklękła przed nim niespodziewanie i złapała Kopciuszka za rękę. Spojrzała na niego używając pradawnej techniki cielęcych oczu.
-Bardzoproszęidźnatenbal,bomuszęsobiekupićtablet – wyrecytowała jednym tchem.
Kopciuszka to wyznanie dosłownie zamurowało. Z jednej strony wiedział, że tą konkretną wróżką kieruje czysty materializm, ale z drugiej strony hormony jasno dawały mu do zrozumienia co sądzą o całej sytuacji.
-No, jeśli aż tak ci zależy... – wymamrotał w końcu.

Następne: Porady 10


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum NEOPETS Strona Główna -> Radosna twórczość Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
Strona 10 z 10

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin